Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Taniaprzyjmujetozulgąiszybkogdzieśznika.
TojestIwanka,mojasiostrawyjaśniamwkońcu.
TatarozglądasięalbowposzukiwaniuTani,jakbyonawiedziała,
jakrozwiązaćtenproblem,albopoprostupróbujezyskaćczas
donamysłu.Potempatrzymiprostowoczy,ajapatrzęprostowoczy
jemu.
Dzieckomusitrafićdowładzopiekuńczychmówi.
Wodpowiedniemiejsce.Doczasu,wszystkopozałatwiamy.Takie
jestprawo.Dzieckobezopiekunanawetwznaczniebardziej
samodzielnymwiekuniemożeprzebywaćwinnejrodzinieniżwłasna,
nawetjeślitoznajomilubdalsikrewni.Niedawnopewnamatka
przywiozłasynazjegokolegązklasydoWiednia,planowała,żeobaj
zniązostaną,aletegodrugiegochłopca…
Niemówię.Nie.
InstynktowniechcęobjąćIwankę,przytulićmocniej,aletak
zachowałbysięktośsłaby.Dlategostoję,jakstałam,idalejpatrzę
muprostowoczy.
Opiekunemjakzawszezaczynasiętargowaćmogąbyćtylko
krewni.Pełnoletnikrewni.
Wzruszamramionami.
Tocałkiemmaleńkiedzieckododajetata.Powinnionie
zadbaćludzie,którzywiedząjak.
Wzruszamramionamiidalejpatrzę.
Nie,toniemojedziecko.Topoprostuniemojedziecko
powtarza.
Odrywamodniegowzrokitrochędemonstracyjnieoglądam
wszystkodookoła.Adookołanasjestchaos.Kobietypłaczą,kołonich
krzątająsięludziewżółtychipomarańczowychkamizelkach
robotnikówdrogowych,takichzpaskamiodblaskowymi.Ktoścoś
krzyczydotelefonusłabąpolszczyzną,biegajądzieci,awolontariusze