Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
spaceruje.Potympierwszymspotkaniu,potej
króciutkiej,leczjakżeintensywnejrozmowie,odeszłabez
słowa,zleciutkimuśmiechem,ciągnączasobą
opierającąsięMalinkę.Jacekwiedział,żetenuśmiechbył
znaczący.Chciałaprawdopodobniezawrzećwnim
wszystko,cozatliłosięwjejgłowie.Jacektorozumiał.
Wiedział,żesłowaniezawszepotrafiąnazwaćto,
coukrytenajgłębiej.Bojakoddaćpoezjęmyśli,ledwie
uchwytną,dopierosięwykluwającą?
Zrobiłomusięciepłonasercu,aciałoprzeszedł
przyjemnydreszcznamyślocudownejsąsiadce.Niebyło
innegowytłumaczenianiżcud.Samjąwykreował,sam
przyciągnąłmyślami,mogłaprzecieżzamieszkać
gdziekolwiek,Warszawajesttakawielka.Azamieszkała
tu,ledwieklatkęobok.
–Ewa...–szepnął,odwracajączwolnawzrokodokna.–
Lidia...–powiedziałpochwili,zauważywszyleżącą
nałóżkutulpę,ubranąwseksownąkoronkowąbieliznę.
Niemówiłanic,jakzwykle.Patrzyłatylkonaniego
iczekała.Terazzauważył,żejestjednaktrochęinna
odEwy.Jejidealniegładka,niemalwoskowaskóranagle
wydałamusięnienaturalnaiodpychająca.Zero
zmarszczek,nawettychmimicznych,perfekcyjny
makijażidoskonaleułożonafryzurajeszczeniedawno
wydawałymusięszczytemmarzeń.Teraz,odkądpoznał
prawdziwąEwę,zkrwiikości,Lidiazdałasięmniej
atrakcyjna.Choćnadalzjawiskowopiękna.
–Lidio...–szepnął,zauważywszy,żepostaćstraciła
naostrości.Jakbyjegomózgodczytywałnieprawdziwość
obrazu.Powoli,bezgłośnie,stawałasięledwiemgłą.–
Musiszchybaodejść.Jesteścudowna,ale...
Niechciałwymówićnagłos,żetaknaprawdęjejnie
mainigdyniebyło.Zdumiałogo,jakszybkopotrafiłsię
rozstaćzwymyślonymtworem.Niemiałgwarancji,
żeEwanaprawdęzajmiemiejsceLidii,alepodskórnie