Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
nasniedostrzegł,niezamieniającanisłowa,
uskoczyliśmyześcieżkiwgęstezarośla,niczym
spłoszonazwierzyna.Potymzaskoczeniuniemieliśmy
jużodwagikontynuowaćdrogizadnia.Moglinas
spotkaćzarównodrwaleipasterzebydłaschodzący
dowioskiLondre,jakimieszkańcyLuceKjangu
zmierzającykuprzełęczyDokar,adostrzegająccoś
osobliwegownaszymwyglądzie,byćmożezechcieliby
podzielićsiętymwrażeniemwwiosce,którąniedawno
opuściliśmylubopowiadaćotympodrugiejstronie
przełęczy...Lepiejbyłonienarażaćsięnatakie
niebezpieczeństwo.
Aleznaleźćjakąśkryjówkęteżniebyłołatwo.
Znajdowaliśmysięnastromymzboczu,bezpiędzi
płaskiegoterenu.Jedyne,comogliśmyzrobić,
towydostaćsięztegopiarguiskulićgdzieśpod
drzewaminasolidnejziemi.Wtakiejotoniewygodnej
pozycji,niemogącnawetporuszyćsięzestrachuprzed
stoczeniemsięwdółpopochyłości,spędziliśmy
pierwszybłogosławionydzieńnaszejwymarzonej
wyprawy.
Monotonięupływającychgodzinumilałynamrozrywki,
bezktórychmogłabymświetniesięobyć.
Nasłuchiwaliśmygłosówniewidzialnychpasterzy,
prowadzącychnadnamiswojerównieżniewidzialnedla
nasstada.Natomiastwzasięgunaszegowzrokupojawił
sięjakiśdrwal;nucącwesołąmelodięukładałdrwa
wstos.Zpewnościąniepodejrzewał,żejegoobecność
napędzatylestrachubiednejcudzoziemskiej
orientalistce.Gęstelistowieskrywałonascałkowicie,
aczerwonawyodcieńnaszychubrańwtapiałsię
idealniewewczesnojesiennykolorytpejzażu,jednak
lękprzeddostrzeżeniemprzeztegoczłowiekalubprzez
przechodzącychnadnamipasterzypodsuwałmiczarne
myśli.Niepokoiłamsię,żeotoczekamniejakaśnowa
porażkaiżenapróżnoprzywędrowałamażtutaj,
odkrańcówTurkiestanuprzezcałeChiny.