Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
TOMPIERWSZY
ROZDZIAŁPIERWSZY
Ostatnidzień1806rokumiłąsprawiłWarszawie
niespodziankę.Otownocjednąotrząsnąłsię
zołowianychchmur,dżdżystychosłonirozszalałych
wichrów,któreodtygodniwierniesłużyłyjego
poprzednikom,istawałsięwskrzącym,śnieżnym
płaszczu,zpogodąniebauskroni,zuśmiechemsłońca,
ztężyznąmroźnejciszy.
Tylenieoczekiwanego,atakupragnionegogościa
powitałaWarszawazeszczerąuciechą,powitała
nadobrąwróżbęzbliżającegosięRokuNowego,
nazapowiedźchwiljasnych,naspełnieniebujnie
wyrosłychnadziei.
Nielitościwesłoty,jakbynaprzekórpogodzieserc,
popsułyopinięcałejziemi,ujętejwramionaOdry,
Niemna,WartyiWisły.Żołnierzfrancuskikląłbłota,
generalicjapomstowałanapsiczas,awytworni
sztabowcydziwilisię,jakmożnabyłowtak
niegodziwymklimaciebudowaćsobieojczyznę.Nawet
zapewnianowpałacupanaAleksandraPotockiego[1]
podejmującegousiebiemarszałkaMurata[2],żesam
cesarznarzekałnapluchę.
Najbliżsiświciecesarskiejzaprzysięgalisię,żeodlat
niepamiętajątakiegorozbeczanego
decembra[3],dowcipnisietłumaczyli,żetołzywylane
przezpruskiegogubernatora,Kohlera,przy
opuszczaniuWarszawy,takąsprowadziłysłotę,
nakoniecwszyscyprzepowiadalizdnianadzieńmróz.
Atymczasempluchazprzejmującymziąbembroiła.
Paradysięnieudawały,uroczystościspowijałymgły,