Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
MartynaGoszczyckaRW2010Odrodzenie
czerwonąnitką;skupieninaswymcelu,wbijaliwzrokwczekającąnanichrodzinę.
Otaczałaichaurasiłyigrozy.
Przewodziłaimniewysokamłodakobieta,wyróżniającasięnatleswych
surowychtowarzyszy.Miałanasobieciemnąluźnąsukienkęsięgającąkolan,
zszerokimdekoltemodsłaniającymchuderamiona.Zbytdługie,szerokierękawy
zakrywałyjejdłonie.Materiałsukni-zbytcienkijaknatakchłodnyporanek
-falowałwokółsmukłegociała,dodającruchomdziewczynykociejmiękkości.
Zdawałasiępłynąćwpowietrzu-żwirniechrzęściłpodpodeszwamijejwysokich
skórzanychbutów.
Nietypowymstrojemkobietawcaleniezamierzałamaskowaćswojejinności.
Długie,sięgającepasawłosy,barwypierwszegośniegu,opadałynaplecyniczym
welon.Mlecznaskórabyłanieskazitelniebiała.Dużeoczytworzyłyniezwykły
kontrastześnieżnącerą-źrenicemiałykolorkrwi.
Trójkaobcychbezoznakstrachuczywahaniaszłaprzezpięknyogród.Żadne
nieomiotłogobodajszybkimspojrzeniem.Żadneniezwróciłouwaginamijane
posągi,którenainnychwywierałytakwielkiewrażenie.
Chłopiecniepojmował...Czemucigościeniebylijakinni?Jegorodzinaczęsto
przyjmowaławizytyikażdyzodwiedzającychalbozachwycałsiędworem,albo
rozglądałwokółzlękliwymszacunkiem.Matkatłumaczyłamukiedyś,żebudzą
wśródludzirespektpodszytystrachem.Niedokońcatorozumiał,lecznatychmiast
zatymzatęsknił.Bowiemobcykroczącywichkierunkuzachowywalisiętak
nonszalanckoiarogancko,wywoływaliwnimtrwogę.Wolałbyjużuniżoność
ifałszyweuśmiechy,doczegoprzywykł.
Cinieznajomi,nieprzejęcipozycjąibogactwemroduSaruku,wyglądalina
takich,którzystojąznaczniewyżejodjegorodziny.Izbliżalisięcorazbardziej,
sunącpożwirowejdróżcejakzjawy.Niebyłoprzednimiucieczki.
7