Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
czoła.–Jednakmaszgorączkę,itodużą.–Niepierwszyzna.–Żałuję,
żeniemogęciwniczympomóc.–Marzanno,jesteśitak
nadzwyczajna;kiedyumrę,tysięzajmieszmoimpogrzebem,nikt
inny.–Dziękujęzazaufanie.Zwracammalucha.Jestwporządku,nie
eksploatowałamgozabardzo.Benzynycistarczynakilkadni.
–Zatrzymajgo–powiedział.Dodał:–Czegosięgapisz?Nie
potrzebujęgoteraz,aonzdążyłciępolubić.–Wolisznieprowadzić?
–Wolę,żebyśtynimjeździła.–Chybatorozsądne–powiedziała
ponamyśle.–Wiesz–odezwałsię–onazaczęłatenlistod„Stasiu”.
–Cowtymdziwnego?–Nigdymnietaknienazywała,nagle
przypomniałasobie,żemamjakieśimię.–Ajakcięnazywała?
Nowiesz,takieróżne…„Kochanie”…albo„Miśku”…–Bardzo
przyzwoicie–oceniłaMarzanna.–Naszapersonalnadowszystkich
mówi„Kotku”albo„Złotko”.Złotko,mówi,takdalejbyćniemoże,
masztrzynagany,zwalniamcięzpracybezodszkodowania.
Rozumiem,żewolałeś„Stasiu”.–Idoczekałemsięwreszcie.
–Cholera–zaklęłaMarzanna.–Żeco?–Głupiacipa.Aspirynęmasz?
–Powinnasięznaleźć.–Icośnasennego?–Chybateż.–Śpijdobrze.
Pocałowałagowusta.Pocałunekbyłprzyjemny.Spóźniłemsię.
Jejmiłośćmogłabymnieuratować,myślał,spoglądając
zaoddalającymsięwwilgotnymmrokusamochodzikiem.Mogłaby,
mogłaby…–Niekrzyknijczasem–upomniałsiebieszeptem.Nikt
goniesłyszał,mógłzesobąrozmawiać.Mógłmówićdoniej.
Przywiozłemcitylełachów,Kasiulku,wszystkocoumniezamówiłaś
ijeszczejakąśnadwyżkę.Zamówiła–więcchybajeszczeniemyślała
oporzuceniu?Ale„wszystkosięwydało,bonadeszłapaniJadzia”.Nie
krzycz.
Ruszżesię,jakdługobędzieszstałwtymsiąpiącymdeszczu
imoknął,tyitwojebagaże.Wszedłdosieni.Poomackuznalazł
włącznikświatła.Rozjaśniłosię(żarówkijeszczenieukradli,
cozaszczęście)–iwtedyzobaczyłnapisWINDANIECZYNNA.