Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
WSZYSTKIEADRESYORAZOSOBYBIORĄCE
UDZIAŁWAKCJISĄFIKCYJNE.
Rozdział1
OdsamegoranaRudzielcowisięniewiodło.Najpierw–jeszczebyłoszaronadworze–
jakaśkobietawynosiłaśmiecieiusłyszałajegochrapanie.Rudzielecrobiłsobiepotem
wyrzuty:gdybymniejwypił,chrapałbyciszej.Tobyłdobryśmietnik,ciepłyismrodliwy,
przezcałytydzieńsłużyłmuzasypialnię.Wymościłsobiepięknelegowiskozapojemnikami,
któreustawiłwszeregu,ciasnojedenprzydrugiminiebyłopowodu,dlaktóregoktoś
mógłbygotamwnocyodnaleźć.
Przezcałytydzieńtrzymałsiędzielnie,zaledwiedwa,trzypiwaidwiezupełniemałe,
nicnieznaczącećwiartki,takiemałe,żeniktbysięzaniminieobejrzał.Dopierowczoraj
trafiłsięznajomy,poszliwgęstątrawęobokszpitala,wleźlitamprzezdziuręwmurze
cmentarnymzdrugiejstrony,byłotoidealnemiejsce–cmentarziszpital–nawetk…ytam
niechodziły,byłyprzesądne.
Znajomyostatniosięwzbogacił,przystałdojednejtakiejzestraganem.Byławłaśnie
poranajesiennejabłkaigruszki,śliwkiteżsięjeszczetrafiałyiwystarczałocodziennienapół
litra.KiedyRudzielecgospotkał,znajomywzruszyłsię,odrazumusięprzypomniałytetrzy
latawewspólnejceli,właściwietodwaipół,bopotemgoprzenieślipiętrowyżej.Poszliwtę
gęstątrawę,byładobrarybasmażona,trzypółlitrówki,nomożeojednązadużo,tak
Rudzielecpóźniejsądził.
Więckiedykobietausłyszałazapojemnikamichrapanie,narobiłakrzykunacałe
podwórze,aletogoniezbudziło,tylkożepotemprzyjechałygliny,któryśzacząłnim
potrząsać,odwracającgłowęnabok,bosmródzRudzielcabiłpotężny.Wreszcie
oprzytomniałichciałprzedewszystkimzwymyślaćtękobietę,alemilicjantpogroziłmu
pałką.Dokumentyzresztąmiałwporządku,zwolnieniezwięzieniachowałnawetw
celofanowejokładce,żebysięniezabrudziło.Zameldowanieteżbyło,tyleżeniew
Warszawie,awRadomsku,cozaróżnica,grunt,żebyło.
–DlaczegoniewracaciedoRadomska?–spytałsierżant.–Corobiciewśmietniku?
Nowyskoksięszykuje?
Rudzielecuznał,żezadużopytańnaraz.Milczał,obrażony.
–Coturobicie?–powtórzyłpodoficer.Jegotowarzysz,krępy,przysadzistykapral,
oświetliłlatarkąlegowiskoiskrzywiłsię:
–Napewnozawszony…Obleząradiowóz.
–Nimamwszów–odparłzgodnością.Byłatonieprawda,alecomuszkodziło,jaksię
przekonająnawłasnejskórze,tonadrugirazdadząspokój.
Pewniejednaktewszyzadecydowały,bomilicjancipuściligowolno,przykazawszy
tylkojaknajszybszypowrótdoRadomska.Obiecał,cochcieli,animyślałostatniąstówę
tracićnabilet,apieszomusięniechciało.Zsatysfakcjąwysłuchał,jakbesztalidozorcęza
niepilnowanieporządku.Postanowił,żezajakieśdziesięć,dwanaściednibędziemożnatu
wrócić,ciećbyłstaryileniwy.
Tobyłojednonieprzyjemnezdarzenietegodnia.DrugiespotkałoRudzielcaprzed
południemwsklepiesamoobsługowymniedalekowolskiegoPedetu,iznowuprzezkobietę.
Doprawdy,Rudzielecnigdyniebyłwrogiemkobiet,aleterazmiałichwyżejuszu.Abyłby
przysiągł,żepatrzyławinnąstronę,ruchymiałszybkie,wprawne,wwiklinowymkoszyku
niósłostentacyjniepołówkępraskiegoipuszkęzenśledziemwsosiewłasnym”.Aleona
miaładobreoko,tomusiałprzyznać.
2