Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
powiedziałaimpaniTwomey.Widziałam,jakstała
otoczonawianuszkamiludziizentuzjazmem
rozprawiałatymswoimpiskliwymgłosem.
Dostrzegałamwspółczucieizainteresowanie,którymi
mnieobdarzali,inienawidziłamichwszystkich.Siadali
dostołuwwytwornychstrojach,pośródluster,
żyrandoli,polerowanegodrewnailśniącegomosiądzu;
ichustaotwierałysięizamykały,wchodziłodonich
jedzenie,awychodziłysłowaorazkpiący,paskudny
śmiech.
Czułamsiędobrzetylkonadziobiestatku,sama
wobecbłękitnegomorzainieba,któreciągnęłysię
pohoryzont.Tapustkawemniewnikała.Stałam
tamcałymigodzinami,patrząc,jakdzióbstatku
przecinagładkąskóręwodyizdzierają,pozostawiając
zanamiwzburzonąpianę.Pluskkilwaterusprawiał,
żemiałamgłowęczystąniczymwnętrzeskorupkijajka.
Pragnęłam,żebytotrwałobezkońca.
Pierwsząrzeczą,jakąusłyszałamodciotecznejbabki
Wilhelminy,kiedyzeszłamzestatku,byłysłowa:
MożeszmimówićciociuMino,ajabędęcię
nazywałaLilian.JeślichodzioIndieiprzeszłość,tonie
będziemywięcejonichwspominać.
Otworzyłamusta,żebysięprzywitać,alezaraz
jezamknęłam,gdypopatrzyłamwjejposępne,
brązoweoczy.
Wdrodzedojejdomuspoglądałamprzezokno.Była
połowasierpniaiwszystkowyglądałoobco:zamglone
słońcenabladoszarymniebie,bezbarwniludzie
przemierzającypusteulice,żadnychkolorówani
zapachów.Nawetdźwiękibrzmiałymetalicznie
inierealnie.Pozatymbyłozimnozimniejniż
kiedykolwiek,chociażpowiedzielimi,żejestlato.