Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zwanymdomupogodnejstarościwMontpellierweFrancji.
Noicoztego?Niesądzę,żebygeografiabyłanajważniejsząrzeczą
wmomencieśmierci.MożnatonawetwprzypadkuNavratila
udowodnić.Czteroletniedzieckopoprostunieznageografii,panie
właścicieluEblaiwstrętnych,pozwijanychwobwarzankiskarpet.
Chciałemdoniegojaknajszybciejpodejść.Niemogłemprzez
wiele,wielesekund,amożeminut,nazegarachnaszychobużyć.
Życietowarzyskiejakbyzamarło.Przezjakieśtrzytygodnieniktnie
organizowałspędówtowarzyskich.Zacząłemzastanawiaćsię,czy
byJuliananiezaprosićdosiebie.Bałemsię.Przyniósłbycoprawda
nekrologiKrugera,NavratilaiYule’a,aleniemiałemsiłynajego
emfatycznezapluwaniasięnatematmszyc,globusa,losuiciemnych
sił.Niemiałemnatocierpliwościaniestetycznejtolerancjinatojego
wymachiwanieprzedmoimnosemtymjegoczarnympółbuciorem
nacienkiejpęciniewwałkachzeskarpety.Alezdarzyłosię.Ktoś
zaprosił.Natychmiastzapomniałem,czytourodziny,czyimieniny,czy
pożegnanieprzedwyjazdem,byćmożenazawsze.
Wszedłem,wręczyłemcotrzebakomutrzebairozejrzałemsię
zamoimteoretycznymwrogiem,zatwórcąkontrteoriiludzkiegobytu.
Dojrzałemgo,ponurego.Jakonmniemierził!Chciałemgojak
najszybciejzniszczyć.Zostawićzrozdziawionągębąiodejść,iodtąd
bezwzględnieikonsekwentnieunikać.Panidomuzgasiłaświatła.
Czekaliśmynajejmężasolenizantawceluwystraszeniago.Staliśmy
chwilęwciemności.Samochódzatrzymałsięprzeddomem,
zachrzęściłyautomatycznedrzwidogarażu.Spośródszeptów
pamiętamdodzisiajdwiebzduryijednąsentencję:„Jakwystraszysię
iumrzewdniuurodzin,tonajpiękniejszynagrobek”.„Ktośmniełapie
zabiust,jakaśświnia,alezanisko”.„Chodźcie,patrzymymuwszyscy
narozporek”.
Kapryśnałaskarozumieniaczasu
Czekałem,żebytowszystkobyłoszybciej.Solenizantwszedł,
błysnęło.Wystraszyłsięipierwszarzeczsprawdziłrozporek,jakby
słyszałtrzecimuchem,cotuktośprzeciwniemuknuje.Mój
niewydolny,trzyzdaniowyumysłznówodsiałmałyfragment