Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Tak.Umieramzgłodu.–Przeszedłprzezpokój,
sięgnąłdokomodytużzakrzesłem,naktórymsiedziała
Chloris,iwyciągnąłzniejszarypodkoszulek.–Zjesz
znami?–zapytał,zakładającT-shirt.
Zustdziewczynyzwarkoczemwydobyłosięstęknięcie
dezaprobaty.Gratusprzeniósłnaniąwzrokmówiący:
„obiecuję,żejutrojejtuniebędzie”,poczymodezwałsię
ponowniedoChloris:
–Nieprzedstawiłemcimojejpartnerki,Róży.Róża,
tojest...–zawiesiłgłos.
–ChlorisLuna.–Padłaodpowiedź.
NatwarzyGratusapojawiłsięwyrazzaskoczenia.
–MasznaimięChloris?–dopytał.
–Niepodobasię?
Przyglądałjejsięwnikliwie.
–Chloris–powtórzyłwciążzniedowierzaniem.–Przez
CH?
–Chlorisjakchlor.Mojamatkajestfizykochemikiem,
wielbipierwiastki,więcpostanowiłanazwaćswojącórkę
nacześćjednegoznich–wyjaśniłazrozgoryczeniem.
–Tamjestłazienka?–Wskazałazapróg.
–Prostoiwlewo.Jeślichceszsięumyć,toczyste
ręcznikisąnapółce–odparł,niespuszczajączniej
zaciekawionegospojrzenia.
–Dzięki.–Wstałazkrzesłaiobeszłastółdookoła,żeby
nieprzeciskaćsiępomiędzyGratusemakomodą.Miała
jużwystarczającodużowrażeń.Ostanie,czego
potrzebowała,tozadziobanieprzezzazdrosnąorlicę.
Gdytylkowyszłazpomieszczenia,Gratususiadł
nakrześleizwróciłsiędoRóży:
–Słyszałaś?