Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
byłobardzogorąco,boodczasudoczasuocierałręką
potkroplistyspływającymupotwarzyiodgarniał
bujne,skędzierzawioneosy.Wówczasukazywałosię
jegobiałeczoło,różniącesięwyraźnieodresztymocno
opalonejtwarzy.
Końpędziłciąglewyciągniętymgalopem,omijając
zręczniegromadygałęzileżącychnaścieżce,
przeskakuczezwinnościąwiewiórkizawalającedrogę
kłodydrzew.Wśródciszyleśnejtętentkopytrozlegał
siędaleko.
Jeździecodczasudoczasuprostowałsięnakoniu
irzucałdokołaniespokojnymwzrokiem,jakgdyby
pragnąłprzebićciemnościzalegającepowoligłąb
puszczy.Olbrzymiedęby,klony,bukiijaworyszumiały
poważnie,sięgającszczytamiswychkoronwysoko.
Uichstóp,spodgromadyliściigałęzi,darłosiępod
słońcemnóstwodrobniejszychdrzewek,krzaków
iroślin.Zeszczytudrzew,naodgłosbiegnącegokonia,
zrywałysięzkrzykiemwronyikawki,żurawie
ijastrzębie,które,wzbiwszysięwysoko,kołysałysię
naswychskrzydłachpodciemnymlazurem
wieczornegoniebaiznówsiadałynawierzchołkach
drzew.
Tymczasemsłońcezaszłoinoczapadaławlesie
szybko.Jeździeczwolniłbiegu,odgarnąłwłosy
zasłaniającemuwzrokicorazniespokojniejoglądaćsię
począłdokoła.Lasstawałsięcorazgęstszy,ciemność
byłacorazwiększaiwkońcukoń,widocznienie
wiedząc,gdzieiść,stanął.Jeździec,dotądmilczący,
mruknąłcośpodnosemipochyliłsięnakarkkonia,
widocznieupatrującdrogi.Gdyjednakzpowodu
ciemnościniczobaczyćniemógł,żwawozeskoczył
zkoniaiklęknąwszynaziemi,pilniepocząłwniej
rozpatrywać.
NaPerkunamruknąłpobłądziłem.Powst,
wyprostowałsięiruszyłdonajbliższegodębu,który
obmacałdokołarękami.Gęstawarstwamchu,
pokrywającazwykledrzewaodstronypółnocnej,dała
mumniejwięcejpojęcie,wktórąstronęwinienjechać,