Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział5
Ranekprzywitałgościhotelowychostrymświatłem
słońcaprzebijającymsięprzezżaluzjeokienneimocnym
kacem.Tegodniazrezygnowanoznarciarskichslalomów.
Renatębolałagłowa,natomiastRobert,żebynie
doświadczyćtegocożona,zarazpośniadaniuraczyłsię
piwemwyciągniętymzhotelowegobarku.Kobietanadal
leżaławłóżku,ajejmążsiedziałwfoteluznogami
wyciągniętyminablacieokrągłegostolika.
Niejesteśwwesternowymsaloonie,zdejmijnogi
zestołuburknęła.OBoże,jaktymożeszbraćdoust
piwo,mnieodsamegopatrzeniarobisięniedobrze.
Wnaszymwiekuniepowinnosiępićtakdużojęknęła.
Mówiłem,żebyśpiłaczystąipopijaławodą
niegazowaną.Niesłuchałaś,toterazcierp.
Tywstrętnysadysto!Napawaszsięmoimbólem
powiedziała,rzucającwniegopoduszką.
Chłopcy,napomoc,babciamniebije!zawołał.
ZdrugiegopokojunadbiegliErykiKamil,trzymając
poduszkiwrękach.
Ostrzegam,nieważciesięrzucićwemniektórąś
znich,bobolimniegłowauprzedziła.Dziadkanieboli,
jegomożecieokładać.
Chłopcyjakbytylkonatoczekaliiwycelowali
wRobertaswojąbroń.Zaczęłasiępoduszkowawojna
itrwała,dopókijednazpoduszeksięnierozerwała
iposypałosiępierze.
Notak,możnasiębyłotegospodziewać.Malutka,
zawszebrałemcięzarozsądnąkobietę,powinnaś
przewidziećskutki,zanimrozpętałaśbitwę.Zresztąnie
tylkorozpętałaś,alejeszczepodżegałaśdoniej
niewinnepacholęta.Dobrze,żezdążyłemopróżnić
butelkępiwa,dziękitemunicsięniezmarnowało.