Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
15grudnia
MAKSYMILIAN
S
ajejoczyposyłaływmoimkierunkupioruny.Nie
tałaprzedemnąpodpartapodbokiwbojowejpozie,
musiałemnaniąnawetpatrzeć,żebydoskonaleotym
wiedzieć.Niemalczułem,jakwypaladziuręwmojej
klatcepiersiowej,niczymSupermanswoimkosmicznym
laserem.Tadziewczynachybanietolerowałasłowa
„nie”.
–Cośjeszcze?–zapytałem,silącsięnaobojętnyton.
Taknaprawdęmiałemochotęwybuchnąćśmiechem.
Irytowałamnieibawiłajednocześnie.
–Nie–syknęła,szczerzączębywnienaturalnym
uśmiechu.–Absolutnienie,boss.
–Prosiłem,żebyśtakdomnieniemówiła
–westchnąłem,posyłającjejbłagalnespojrzenie.
–Jaksobiebossżyczy.–Dygnęła,prostującsięjak
strunairównocześniechowającręcezaplecy.
Ktośbypomyślał,żejesplata,przybierającżołnierską
postawę,alejadoskonalewiedziałem,cowłaśniezrobiła.
–Ipozbądźsiętegoniekulturalnegotiku.–Wróciłem
wzrokiemdoleżącychprzedemnądokumentów.
–Jakiegotiku?–Zatrzepotałaniewinnierzęsami.
–Tenwyprostowanyśrodkowypalecwkońcu
ciodpadnie…
–Niewyprostowałampalca.
–Nieładniekłamać,Oliwio.
–Niekłamię.–Przekrzywiłazawadiackogłowę.
–Topoprostuliczbamnoga.
Podwójnyfucker.Noproszę,doznałemdzisiaj