Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zsiódmego,powiedz,żewyjechałam.Iniewiesz,kiedy
wró​cę.
Wi​śniew​ska?Acoonacizro​bi​ła?
Nawetniechcęotymgadać.Aleonaniewie,
żejawiem.
PotrzecimdzwonkuJacekniechętniewstałodstołu
ipo​sze​dłdodrzwi.
TonieWiśniewskaszepnął,zerknąwszyprzez
wi​zjer.Topre​zesspó​łdziel​ni.
TootwórzzdecydowałaJoanna,przeczesawszy
od​ru​cho​worękąwło​sy.
Jacekzacisnąłzęby.Nielubiłniezapowiedzianych
wizyt.Otworzyłjednakdrzwiiwydusiłzsiebiewmiarę
ra​do​snepo​wi​ta​nie.
PanKraw​czyk.Copanadonasspro​wa​dza?
Dobrywieczór,wybaczcie,żenachodzę...Czuję
sma​ko​wi​to​ści.Ko​la​cja...?
PóźnyobiadwyjaśniłazuśmiechemJoanna.
Za​wszetakjemy.Pro​szęwe​jść.Sta​łosięcoś?
Anie,właściwienic,aleniebyłopaninazebraniu,
pierwszyraz,odkądtumieszkacie,izacząłemsię
nie​po​ko​ić...
Jakto?Toniezatydzień?zdziwiłasięJoanna.
Rzeczywiścieniezdarzyłosiędotąd,byprzegapiła
jakiekolwiekspotkanieczłonkówspółdzielni.Jaceknie
lubiłnaniechodzić.Proszęwybaczyćzawstydziłasię
Joanna.Odkądmieszkaznamimama,jestemtrochę
wy​bi​tazryt​mu...
CzylisięwyjaśniłomruknąłJacek.Pocichuliczył,
żeKrawczykskiniegłowąiwyjdzie.Natosięjednaknie
za​no​si​ło.