Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
miejscutylenowychzapachów...Noisampanwidzi...
–MapaninaimięLidia?–Niewytrzymał,musiałoto
zapytać.
–Ewa.
–Ewa...–powtórzyłspontanicznie.
NiebyławięcLidią,aleskorowyglądałajakona,
tomożetojakiśznak?
–Ewa–powtórzyłakobietazuśmiechem.
–Adam.–Jacekwyciągnąłdłoń.Kłamstwowyszło
zjegousttakspontanicznie,żeniemalgoniezauważył.
–Niesamowite–roześmiałasiękobieta.
–Prawda?Atodopieropoczątekwszystkich
niesamowitychwydarzeń,jakiejeszczesąprzednami.
Niezarumieniłasię.Przyjęłatęobietnicęspokojnie,bez
emocji.Jakbycodzienniewysłuchiwałatakichtysiące.
Jacekzrozumiał,żeabyzdobyćEwę,ładnesłówkanie
wystarczą,trzebasiębędziebardziejpostarać.
Dodomuwracałlekki,radosny.Przybladły
zmartwieniazwiązanezpracą.Otoziszczałsię
najpiękniejszysen,serceznówzaczynałobić,awżyłach
znówtętniłakrew.
Ledwiesięopanowałprzeddrzwiami,żebyniewejść
domieszkaniazbytrozanielonym,cowzbudziłoby
podejrzliwośćJoanny.Alechoćstarałsięprzybrać
zwyczajnąponurąminę,kącikiustwciążniesforniesię
unosiły,naprzekórgrawitacji,naprzekórzdrowemu
rozsądkowi.Kapselteżciąglemerdałogonem,jakby
wyczuwałniezwyczajnynastrójswojegopana.
Jacekwprzedpokojuodpiąłsmyczipuściłpsa,
następniewpośpiechuzdjąłbutyiposzedłdosypialni.
Ztejstronyoknawychodziłynaprzeciwnąstronę
osiedla.Miałnadzieję,żepięknaEwajeszczegdzieś