Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
dosiebieniżdokolegi.Ślicznemunigdytojednaknie
przeszkadzało,żepodkomisarzniedokońcazauważajego
obecnośćwprowadzonychprzezsiebiesprawach.Jego
znaturypogodneusposobienieiprzyjaznenastawienie
doludzisprawiało,żebyłwstaniewybaczyćprawie
wszystkoprawiewszystkim.–Myślę,żewjakimścelu
przyjechałatusama.Wysiadła.Możechciałasię
przewietrzyćpociężkimdniu.Możecośsięstało.Płakała.
Ktośzaniątuprzyjechałijązamordował.
–Możeprzyjechalirazem?–zastanawiałsięŚliczny.
–Wtedymiejscekołokierowcybyłobypuste,ależy
nanimwalizka.Zkoleiztyłusiedzeniasązajęteprzez
śmieci.Niktichnieodgarnął.Przyjechałasama.
–Tomożedrugaosobaprzyjechałaswoim
samochodem,apotemwysiadłyirazemposzły
naspacer.
–Tojużbardziejprawdopodobne.Tylkogdzieszły?–
zastanawiałsięLew,wracającdoswojegosamochodu.
–Gdzieidziesz?
–Chodź.Przejedziemysiętądrogądokońca.
Zobaczymy,cotamjest.
Podwóchkilometrachdróżkasięrozdzielała.Jedna
odnogaszłabardziejwgłąbstarszejczęścilasu,gdzie
drzewabyłygrubsze.Drugazaśskręcaławkierunku
zalewu.
–Sprawdźmytędrogęwgłąblasu–odpowiedział
napytaniekolegiLew,zanimŚlicznyzdążyłotworzyć
usta.–Musimyiśćnapiechotę.Tamtaścieżkajestzbyt
błotnista.Moglibyśmysięzakopać.
Szlirazemwciszywgłąblasu.Podwudziestu
minutachlaszacząłrzednąć.Drogawychodziła
napolanę,zaktórąwidaćbyłoblaszanedachydomów.
–Jeżeliszładoktóregośztychbudynków,