Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
2
Pierwszegoanidrugiegodniawidoksamotnegopsazapłotemogrodu
jeszczemnieniezaniepokoił.Trzeciegoprzystanęłam,byprzyjrzećsię
zwierzęciu.Piesmiałzmierzwionefutroibiegałnerwowowzdłuż
ogrodzenia,jakbynakogośczekał.Sprawiałwrażenie
zdezorientowanegoiodrobinęchudszego,niżkiedywidziałam
goostatnimrazem.
Wróciłamtam,gdytylkozapadłzmrok.Wwilliniepaliłosię
światło,apieswciążtkwiłzapłotemiobserwowałmniewnapięciu
połyskującymiwciemnościoczami.Jednoznichbyłoniebieskie,
drugieciemne,prawieczarne.Kiedypodeszłambliżej,warknął,ale
jakośtakbezprzekonania.Zdawałomisięnawet,żewtymwarknięciu
brzmicośjakbynadzieja.
Cofnęłamsię,niepewna,cowłaściwiepowinnamzrobić.Wokół
panowałacisza,którąmąciłyjedyniemiękkiepacnięciauderzających
oszkłolatarniowadów.Zamkowajestgłównąinajbardziejruchliwą
ulicąJanowa,aletylkodoparkinguprzedosiedlem.Potemkończysię
asfalt,awyboistadrogawchodziwlas,biegnącpomiędzyciemną
ścianądrzewzjednejstronyaukrytymiwgąszczuzieleniwillami
zdrugiej.Wdzieńzawszemożnatuspotkaćspacerowiczówalbo
rodzinyzmierzającezdziećmiwstronęBoliny.Nocątozupełnieinne
miejsce,opustoszałeizastygłewsennymbezruchu.Pomyślałam,
żepopełniłambłąd,przychodząctuotejporze.
Chciałamjużodejść,gdywciszyrozległsiędźwiększurających
kroków.Ktokolwieknadchodził,musiałbyć,podobniejakja,dość
wiekowąosobą.Jacek?pomyślałamzbłyskiemnadziei.
Nawszelkiwypadekschowałamsięmiędzydrzewamiiczekałam.
Nadrogęwypełzłwydłużonycień,usąsiadówskrzypnęłootwierane
oknoiwjasnymprostokąciepojawiłasiękanciastasylwetka.
Mężczyznawyjrzałnazewnątrz,apotemodwróciłsięipowiedział
coś,czegonieusłyszałam.
Szur,szur,cieńcienkiegotułowiaprzeszedłwcieńjeszcze
cieńszychnóg,poczymzmrokuwynurzyłasięabsurdalniedocienia