Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
światełka.Biegłzcałychsił.Naoślep,bylewdół.Zerknąłprzez
ramię,bysprawdzić,czyniktgoniegoni.Byłsam.Uff!Raz
zatrzymałagoślepauliczka,musiałzawrócićprzypordzewiałych
śmietnikachicofnąćsiędonajbliższegozakrętu.ZbiegałzeWzgórza
Wisielców,szummiastasięnasilał.
Tojużniemożebyćdaleko.Jeszczedwieprzecznice.Iwreszcie
ludzie.Normalniludzieznormalnegoświata.Panizpieskiem,pan
zteczką.Pierwszezaparkowanesamochody.Jirkawcisnąłklawisz
telefonuiekranbłysnąłświatłem.Nareszcie.OpuściłTruchlin.
DobiegłnaplacKarolaiciężkoopadłnaławeczkępośrodku
skwerku.Niktniezwracałnaniegouwagi.
Jirkasiedziałnaławcejeszczedobrykwadrans,jegooddech
wmiaręsięuspokoił.WmiędzyczasienaplacuKarolazapaliłysię
latarnie.Ludzieprzechodzilitamizpowrotemprzedoświetlonymi
wystawamisklepów,strumieńautpłynąłulicąJęczmienną
izewszystkichstrondobiegałJirkęgwarmiasta.Zewszystkichstron
opróczjednej.Kiedyspojrzałzasiebie,zobaczyłdługąulicę
prowadzącąpodgórę,wciemność.WnocyTruchlinbyłczarnąwyspą
woceanieświatła.Przezmomentwydawałomusię,żekogośtam
widzi.Faktycznie.Pomiędzycichymidomamiprzechadzałasię
przygarbionapostaćizapomocądługiejtyczkizapalałabladelatarnie
gazowe.
Najwyższaporawracaćdodomu.