Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
MaciejŻytowiecki:SZUJERW2010
Powrótdosłużby
sposóbnapełniałosię,kiedykończyłemostatniego.Prawdziwamagia,cośrównie
rzadkiegojakczarnaperłaalbomiłość.Coś,oczymsięsłyszy,alewcosięnie
wierzy.
Piątegodnianiewyszedłpogazetę.Nastałanoc,ajamusiałempodjąćdecyzję.
Czekaćczymożespróbowaćjużteraz?Iwłamaćsię,licząc,żestarykopnąłw
kalendarz?Wkońcuniewyglądałonato,żewielemupotrzeba.
Założyłemubranieroboczeczarnespodnieiznoszonysweterzgrubejwełny.
Naciągnąłemrękawicezczarnejskóry,którenazbytczęstoużywaneodbarwiłysięna
czerwonoiwytarłynaknykciach.Kapeluszzamieniłemnakominiarkę.Zapasek
schowałemkrótką,giętkąpałkę,którazostałamipopracywpolicji,orazwysłużony
rewolwerzprzetrąconymcelownikiem.Jakośnigdyniemiałemdośćzaparcia,żeby
gozreperować.
Pochylony,przemknąłemulicądozamkniętegonocąstoiskazgazetami.
Zaczaiłemsiępoddaszkiem,spoglądającwoknanapiętrze.Byłyciemne.
Wszedłemdośrodka.Skoncentrowałemsięiwyczarowałemnadgłową
niewielkipłomyk,mającyoświetlaćdrogę.Mojaskromnaumiejętność,którą
odkryłemwdniuRudegoŚniegu.Przydatna,aleniedośćdobra,żebyzmienićżycie
nalepsze.Conajwyżejniezłasztuczkanaprzyjęcia,żebyprzygruchaćpodpitądamę,
któraniemaczympodpalićcygaretki.
Wcześniejzdołałemjużzakraśćsięnaparter.Zajrzałemtunakilkachwil,aleto
wystarczyło,żebyzapamiętaćrozmieszczeniepokoiischodów;dlategoteraz
kroczyłempewnie,gotówwkażdejchwilizdusićognikwdłoni.Wchodziłemna
górę,nadstawiającuszu.
Byłocicho,zbytcichojaknamójgust.Stareschody,pomimożewyglądały,
jakbyzarazmiałysięrozpaść,niewydawałydźwięku,nawetniewzdychałypod
moimciężarem.Naporęczachpodpalcamiwyczuwałemsypkinalot.
Kurzzauważyłem,przysuwającrękawiczkędoświatła.
12