Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ
1
P
ierwszegodniaferiizimowychchłopcyzebralisięwe
trzechtamgdziezawsze,naskarpiepodtrzepakiem.
Choćnadeszławreszcieoddawnawyczekiwanadwutygo-
dniowawolność,dalekoimbyłodoeuforii.
Śnieg,któryspadłzarazpoNowymRoku,utrzymałsię
zaledwiedopołowystycznia.Wdeszczowejodwilżypo-
zostałyponimjedyniebrudnezlodowaciałepryzmyipsie
kupynachodnikach.Trawnikizmieniłysięwbłotnisteba-
jora,bezlistnegałęziedrzewobsiadałymarkotnewrony.
Zpoczątkumogłosięwydawać,żezimawycofałasiętyl-
koczasowonazryupatrzonepozycje,bypowrócićnie-
bawemwcałymmajestaciemrozuibieli,alednimijały,
panizprognozypogodyunikałajednoznacznychdeklara-
cji,aauraniechciałasięodmienić.
Nieinaczejbyłoitegoprzedpołudnianadblokamiosie-
dlaciążyłochmurneniebo,kołouszuświstałwilgotnywiatr.
MamgdzieśtakieferienaburmuszyłsięKaroten,
poprawiającokulary.Pocowogólewyłazićzłóżka?
Tynawetwleciesypiaszdopołudniadociąłmuna-
tychmiastPawian.
RazemzSzuflązaśmialisięniewesołowszyscywie-
dzieli,żeKarotenatrudnobyłobydobudzićnawetpod-
czastrzęsieniaziemialewtakponurymdniunicnie
mogłorozproszyćnadłużejciężkawejatmosfery.
5