Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
kijednorodzinne.Żonkile,tulipany.Czarnykotzagre-
stowymioczamiprzechadzałsięleniwie.Inny,pręgowany,
przeskoczyłpłot.
Biało-błękitnafiguraMatkiBoskiejwwypielęgnowa-
nymogródkulśniłaoślepiającowpromieniachsłońca.Przy
otwartejfurtcesąsiedniejposesjistałaciemnowłosa,śred-
niegowzrostukobietawjasnejspódnicy,bluzceiklapkach.
Naklejałaogłoszenie.Przezuchyloneoknobyłowidaćjej
kuchnię,wyszorowanapatelnianaścianiekipiałaświatłem.
Przystanęłaipostawiłaobietorbynaziemi.
—Dzieńdobry.—Popatrzyłanatwarzkobiety,ale
potemopuściławzrokiprzyglądałasięjejstopom,bladym,
zwysokimpodbiciemidrobnymipalcami.
—Dzieńdobry.—Kobietaodczułatospojrzenietak
dotykalnie,żezbliżyłarękędostopy,żebyjestrzepnąć,ale
zakłopotana,cofnęłająszybko.Taśmaklejącazostałajejna
palcachdrugiejręki,ogłoszenietrzepotało.—Panikogoś
szuka?
—Będętumieszkać—wyjaśniła.
Zdumienie,któreogarnęłokobietę,byłotaksilne,że
graniczyłozszokiem.
—Przecieżdałapaniogłoszenie.—Ta,któraprzy-
szła,dotknęłakartki,którawyrywałasięjakptak.
—Aleprzecież…
—Możejepanizdjąć.
—Alejakimsposobem…
—Zapłacęzgóryitakdalej.Niepijęiniepuszczam
technoodrugiejwnocy.Chcęwejśćiwziąćprysznic.—