Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ichwyrzucićizabronićwstępu.
Jedenznichwłaśniedmuchałwgwizdektakmocno,żedźwięk
docierałdownętrzazamkniętegosamochodu,aledzieciakiwbasenie
całkowiciegozignorowały.Podzadaszeniemzłazienkamistałzwykle
widywanynapływalnitłumek:matkizmałymidziećmi,instruktorzy.
Wszyscyciasnoowinięciręcznikamiiobserwującyzniedowierzaniem
szalonewyczynymłodzieży.
Maritzazerknęłanamnie.
–Codi,cozamierzasz?
Poniebieprzetoczyłsięgrzmot,aledzieciakinawetniezwróciły
natouwagi:właśniezaczęływalkękogutów,dziewczynysiedzące
facetomnaramionachgłośnopiszczaływsiekącymukośniedeszczu.
Czułamuciskwżołądku,jakbymojeciałopragnęłodonichdołączyć,
znaleźćsięwwodzie,stęsknioneczystejbrawury.Ostatniotouczucie
pojawiałosięcorazczęściej.
–Moglibyśmyjeszczezaczekać…–powiedziałam.
–Czekamyjużdziesięćminut.Czasruszyćdupskaicoś
postanowić.
Jejostrytontrochęmniezirytował,alewiedziałamzdoświadczenia,
żeMaritzastrofujebardziejsamąsiebieniżnas.Zawszebyłaswoją
najsurowsząkrytyczką.
–Możepójdziemydodomuiobejrzymyfilm?–zaproponował
JaKory.–Popływaćmożemyjutro.
Maritzazawahałasię,nieodrywającwzrokuodbasenu.Wkońcu
przekręciłakluczykwstacyjce,sięgnęładotyłuichwyciłaręcznik.
–Maritza–jęknąłJaKory.
–Noco?–spytałapiskliwie.–Marzymyopływaniuodkilku
tygodni.Niezamierzamzrezygnowaćtylkodlatego,żepogoda
odmówiławspółpracy.Pozatymtamcisiedząwbasenie,toniby
czemumyniemożemy?