Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
I
-Możnasobieułatwićżycieiprzywyliczaniuchorób
tropikalnychorientowaćsięwedługalfabetu:ameboza,
cholera,czerwonka,dur,febra...Ocochceksiądz
zapytać,ojczeStefanie?-przerwałlekarz,uśmiechając
sięlekko.
Kiedywysokipalotynchciałzabraćgłos,należałocoś
dodaćdotematykikursumedycynytropikalnej.
Wezwanyzpoważnąminąpowiedział:
-Lęki,sporadyczniewystępująceciężkielękizarazjak
tylkopandoktorwymienimalarięitrąd.Obawiamsię,
żekiedydotrędoIndii,niebędęsięmógłichpozbyć?Czy
niemananieżadnegolekarstwa?
Lekarzzaśmiałsiępogodnie.Lubiłtekrótkiedygresje
powykładzie,kiedyto,cozostałopowiedziane,jeszcze
razkrótkostreszczano.Miałwrażenie,żejestwykładowcą
pośródstudentów.
-Niematakiejpotrzeby,ojczeStefanie.Objawy
ustąpią,gdytylkoznajdziesięksiądzwBombaju.Przy
temperaturzeosiągającejtrzydzieścistopniwcieniu
trudnobędziewyprodukowaćnawetporządnągęsią
skórkę.Aleponieważwspomnianazostałamalaria,
powróćmydoniejjeszczeraz.
Spojrzałwokoło.Palotynusiadł,burzączrezygnacją
rudawączuprynę.Obokniegosiedziałdrobny
franciszkanin,przednimjezuici,zanimsalezjanieoraz
inniczłonkowiewszelkichmożliwychzakonnych
„jednostek”.
Lekarzrozpocząłodpytywanie.
-Jakielekarstwanależyzażywać,chcączapobiec
malarii?
Wszyscysięzgłosili.
-Rezochinanaprzemianzchininą.
-Dobrze.Iproszęniezapominaćoregularnym
iterminowymzaopatrywaniusięwteśrodki,kiedy