Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Pogodnylipcowydzieńwywabiłgościpiwnicy
zamkowejnataras.Popijaliznakomitewino,spoglądając
razporazkudolinieMenuiskąpanemuwsłońcumiastu.
Byłatopodwójnaprzyjemność!Świecącezukosa
promienieoślepiłynachwilęgospodarza,gdyniosąctacę
zeszklankamiwyszedłprzeddrzwi.Zprzymrużonymi
oczamiprzyglądałsięuważniewesołejmęskiejkompanii.
Samestrojezakonneitylkojedencywil:właśniepodniósł
sięzmiejscaiprzygromkichowacjachwypiłbruderszaft
zjednymzduchownych.Zachowywalisięjakstudenci.
Ociągającsię,podszedłdonichrestaurator.
-Panowiewybaczą!Jakiścudzoziemiecprosi
orozmowępanadoktoraPeteraLarsena.A,topan?Mam
gotutajprzyprowadzić?
RozochoconyLarsenstrzeliłpalcami.
-Dawaćgotu.Topewniejedenzestudentówpragnący
siędowiedzieć,jaknajszybciejzostaćlekarzem.Niech
dołączydonas,wstągwiachjeszczepełno.
Nie,tenwysoki,szczupłymężczyznaubranywszary
garniturinoszącydotegonieskazitelniebiałyturban,nie
byłstudentem.Gdziewidziałjużteciemne,migdałowe
oczy?Przedstawiającsię,Hindusukazałwuśmiechu
śnieżnobiałezęby.
-RamdasDurpali.Czymamzaszczytrozmawiać
zpanemdoktoremLarsenem?-zapytałwnienagannej
angielszczyź-nie.
Lekkiepodchmielenienatychmiastprzeszło,lekarz
zerwałsięzmiejsca.
-Tak,proszę,shriDurpali,natychmiastidęzpanem.
Czy.
Hindus,ciąglesięuśmiechając,powiódłuważnie
wzrokiempozgromadzonych.
-Jeślitonieprzeszkadzatowarzystwu,wolałbym
pozostaćzpanemtutaj.
Zpodziękowaniemprzyjąłofiarowanemuprzez
młodegoklerykakrzesło,awszyscyspojrzelinaniego
woczekiwaniu.
Spokojnie,jakgdybybyłsamnasamzlekarzem,