Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zdziećmi.
Edwardsiedziałposępnienaławce,ztrudemtłumiąc
gniew.
–Lepiej,żebysięzniminiewidywała,bonicdobrego
ztegoniewyniknie–syknął.
–Wręczprzeciwnie.Tocenazajejdyskrecję!
–odparła.
–Jakimprawemobiecałaśjejspotkaniazdziećmi?
–warknął.
–Dobrzezrobiła–wtrąciłamatka.–Chcesz,żeby
ludziewytykalinaspalcami?Mniszkiuwielbiająplotkować
izarazwcałejokolicyhuczałobyodplotek.Pomyśl
omnieiobiednychmaleństwach,którebędątęskniły
zamatką.Nigdynierozstawałysięzniąnawetnachwilę.
–Przemyślęto–rzuciłodniechcenia.
–Bylebyjaknajszybciej–skwitowałamatka.
–Nierozumiemtylko,wjakisposóbpoznałeśprawdę
–odezwałsięAnthony,anatwarzymatkipojawiłsię
grymas.
–Nieuwierzysz–Edwardzamyśliłsięnachwilę.
–KiedybyłemweFrancji,ogarnęłymniepoważne
wątpliwościcodowiernościKatarzyny.Tobyłtrudny
czas.Byłemdalekooddomuimogłemtylkowyczekiwać
powrotu,awbezsennenocerozmyślałem–przerwał.
–Worszakukardynałabyłpewienjegomość.Kiedy
byliśmywAmboise,wspomniałmi,żewmieścieżyje
pewienuczony,który…zajmujesięmagią.
–Czarodziej!–zawołałAnthony,aEdwardskarcił
gogniewnymwzrokiem.
–Cieszsię,żeniemusiszprzechodzićprzezto,przez
cojaprzechodzę.Niemaszpojęciaopewnychsprawach