Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Aubrey–powiedziałamcichoispokojnie.–Chodź,dziecinko,
idziemy.
Wiedziałam,żesamaniepodamiręki,więcchwyciłam
jądelikatnieiwyszłyśmyzmieszkania.Dzisiajbyłonieźle,małaszła
grzecznie,nucąccośpodnosemimachającdrugąrączką.Gdy
doszłyśmydobudynkuprzedszkola,poczułam,jaksztywnieje.
Wyprzedzającjejreakcję,wzięłamjąszybkonaręceiniemalbiegiem
wpadłamdośrodka.Tymrazematakhisteriiiszałuwpełniobjawiłsię
wszatni.Uspokojeniesięzajęłojejchwilę,alebyłamzaskoczona,
żenietrwałototakdługojakzwykle.Powszystkimmalutkieciałko
wtuliłosięwemnie,kwilącżałośnie,amniepękałoserce.
–Dziecinko…–wyszeptałamwjejwłoski.–Przecieżbędzie
fajnie,paniSofiapobawisięztobą,zjeszpłatki,amamusianiedługo
pociebieprzyjdzie–tłumaczyłam,idącwkierunkusali.
Wychowawczynistałajużwdrzwiach,czekając,żebyzabrać
jązmoichramion.Uśmiechnęłasięciepłoiskinęłamigłową.
–Cześć,Aubs–powiedziaładomałej,któranadalwtulona
wemniecichutkokwiliła.–Puśćmamusię,pójdziemysiępobawić.
–Pogładziłajądelikatniepoplecach.
Rozstaniezawszebyłonajgorsze.Aubreyzaczynałakrzyczeć
idzikowierzgać,musiałamjąodczepićodsiebieiprzekazać
nauczycielce,apóźniejzełzamiwoczachobserwować,jakznika
zadrzwiami.Coranomojesercerozpadałosięzżalu.Wiedziałam,
żeniedziejesięjejkrzywdaiżeterapiaorazpomocspecjalistów,którą
tudostaje,przynosząefekty.Mimotomiałamochotęschowaćsięznią
wdomuinigdyjużnienarażaćjejnatakistres.
Wypuściłamdrżącyoddechispojrzałamnazegarek.Miałampół
godzinydorozpoczęciapracy.Poszłampowoliwkierunkuplaży
ibulwaru.Porannesłońcegrzałoprzyjemnie.Studiobyłojeszcze
zamknięte,więckupiłamsobiedużykubekflatwhitewpobliskiej
kawiarniiczekałamopartaowitrynęF>attoo.