Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
NowyJork
Konieclata1927
Leestanęłanasamymkońcu,zdalaodpozostałych
żałobników.Niezwracałauwaginawściekłespojrzenia
matki.Ranodoszłopomiędzynimidoscysji.Odlatanic
sięniezmieniło.Niepotrafiłyzesobąnormalnie
rozmawiać.Trudnobyłoimukryćwzajemnąniechęć.Już
dawnoprzestałyudawać,żełączyjejakieścieplejsze
uczucie.
–Jaktosobiewyobrażasz?–Matkazkamiennątwarzą
wpatrywałasięwcórkęszykującąsięnapogrzebojca.
–Cosobieludziepomyślą,kiedystanieszgdzieśzdala
odemnie?Niemusimysiękochać–narzekała,chodząc
nerwowopopokoju–aleprzedobcymipowinnyśmy
stwarzaćjakieśpozory.Tylechybamożeszzsiebiedać?
Leeodwróciłasięwstronęrodzicielki.
–Nigdynieinteresowałocięto,coczujemyjaiojciec,
prawda?Zawszenajważniejszebyłypozory.Coludzie
myślą,copowiedzą,jakcięwidzą.–Podeszławolno
doCamilli.–Powiemci,żegdybysytuacjabyłaodwrotna
igdybytobyłtwójpogrzeb,stałabymprzybokuojca.
Byłabymtamdlaniego.Napewnoniedlaciebie.
Wyminęłamatkęiruszyładodrzwi.Niezamierzałaulec
jejnaleganiom.Camillanigdynieprosiła.Onazawsze
wydawałarozkazy.Naszczęściewielelattemustraciła
nadniąkontrolę.
ToojciecbyłdlaLeepodporą.Zawszetrzymałjej
stronę.Toznimpotrafiłarozmawiaćgodzinami.
Toonuczyłjąwzaciszuswojegogabinetuinamawiał
nakontynuowanienauki.Todziękiniemupodjęła
odważnądecyzję,żebykształcićsięwkolegiumBernarda,
chociażostatecznieniezrealizowałaswoichplanów.
Iotoniemiałdoniejpretensji.Tylkorazzobaczyła
wjegooczachzawód.Mimotegonieżałowałakroku,
którydotegodoprowadził.Zbiegiemczasuitozostałojej
wybaczone.
Drżałaozdrowieojcaikiedyzadzwonilizeszpitala