Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdziałpierwszy
Powoli,cichoipodwiatr,jakwszyscydobrzymyśliwi,
lewskradałsięprzezrzadkątrawę.Zażółtobrązowymi
skałamiotaczającymimałeobniżenieterenubył
praktycznieniewidoczny.Zatrzymałsięioceniłodległość
dostadapasącychsięowiec.Wciążtrochęzadaleko.
Posuwałsięwytrwalenaprzód,dwakroki,trzy,cztery.
Przyczaiłsię,znieruchomiałiskoczył.
Barandostrzegłjednakjegocień,zabeczałgłośno
iuskoczyłnabok,alewwylądowałwpustejprzestrzeni.
Wydałkrótki,gardłowyrykijuższykowałsiędokolejnego
skoku.Stadoowiecrozbiegłosięnawszystkiestrony,lecz
ogarniętepanikązwierzętaniemogłyznaleźćwąskiego
wyjścianarówninę.
Toznowuty!wykrzyknąłgniewnymłodygłos.
Czekajtylko,jacipokażę!
Młodypasterzwłożyłniewielkikamieńdoskórzanej
procy,pociągnąłiwystrzelił.Kamieńuderzyłlwawskroń
ztakąsiłą,żetensięzachwiał.Rycząc,potrząsnąłciężką,
splątanągrzywą.
Pasterzrzuciłprocęipodbiegłdolwa.Muskularnymi
ramionamiobjąłszyjębestiiiścisnąłzcałejsiły.Lew,
wciążtrochęoszołomiony,próbowałgostrząsnąć,lecz
musięnieudało.Pasterzzaparłsięmocnonogami
wziemię,odchyliłgłowęizacieśniłuchwyt.Szczękilwa
rozwarłysię,językwysunąłsięnazewnątrz.Przez
potężneciałoprzebiegłodrżenie.Pazurytylnychłapryły
konwulsyjnieziemię.Ręcepasterzaniezwalniałyjednak
uścisku,jakbybyłyzżelaza.Wielkikotnagleosłabł,
ugięłysiępodnimłapyiupadł,pociągajączasobą
dusiciela.Alenawetteraz,leżącczęściowopodlwem,
pasterzgoniepuścił,oczyzwierzęciawywróciłysię
dogóry,akrewpociekłazkątówpaszczygęstymi,
ciemnoczerwonymikroplami.Wtedypasterzzwolnił
uścisk.Ciałolwależałonieruchomeibezwładne,więc