Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
1400
Wzamkunastromejskale,wwysokiejkamiennej
wieży,wzakątkupodwąskimoknempochylałyśmysię
zAnąwsku​pie​niunadha​ftem.
Łapałyśmyłaskawesłońce,dopókijakcodzień
wpołudnienieznikniezagrubymmurem.Popijałyśmy
corazchłodnegobiałegopiwa,bogorącpaliłodświtu,
arozgrzanydachnadnamipiecczyniłznaszejokrągłej
komnatki.Grubenieruchomeopony[1]duchotę
potęgowałytak,żeletniekwieciedlawonioświcie
rozrzuconepokamiennejpodłodzejużpóźnymrankiem
zwiędłeleżało.Latemtubyłukrop,wzimiezaśzimno.
Wmroźnedniwielkikominzpaleniskiemwprzyziemiu
ogrzewałjenotrzykomnatywgóręizanimzdołałogrzać
niewieścią,ciepłouciekałopodniąprzezwielkie
tri​fo​rium
[2]bezszyb.Nadomiartegostarabłona
zrybiegopęcherzawnaszymokienku,sztywna
ispękana,wmurwstawianawmrozynajwiększe,
przepuszczałalodowatywicher,którynajwyższąwieżę
woko​licyzaza​bawkęso​bieob​rałizaceldooba​le​nia.
Ostatnipłatekmałegobłękitnegokwiatuszka
zakończyłamniezadowolonaznierównegodzieła,kiedy
odprostegowzorunapłótnieoderwałmniejazgot
straszliwyprzezpsyzamkoweczyniony.Ponichzaczęły
szczekaćtewstajniachprzykoniachzamknięte,wpsiarni
iinnepochowanepokątachikomnatkach.Nawetślepa
WilgaElizabetypowstałazmiękkiegoposłaniaiwęszyła
niewstronęokna,skąddźwiękidochodziły,awstronę
drzwi.SpojrzałyśmyzAnąposobieipoderwałyśmysię
zmiejsc,kiedydopsiegojazgotudołączyłamelodia
nieznanych
tu​ba​to​rum
[3],stukotlicznychkońskichkopyt
solidniepodkutychihurkotwtaczanychwozów
ponierównym,stromymbruku.Ześmiechem
przecisnęłyśmysięprzezniskiedrzwinabardzowysokie
drewnianekrużgankiokalającewieżęiniemalcały