Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Oderwałasięodściany.Podeszładołóżkaiusiadłanaprzeciwko,
tużobokkartonu,takżeterazdzieliłoichzaledwiepółtorametra.
Uważam,żeprzykładaszdotegowszystkiegowiększąwagę,niż
powinieneś.
Wybacz,alemyślę,żesięmylisz.
ZnamRoberta.
Jateż.Dłużejodciebie.
Skrzywdziłcię,aletonieprzezKamilępowiedziała.
Adlaczego?
Chciałpomóc.
Lekkopoczerwieniał,jakbycośsięwnimgotowało.
Pierdolisz!wyrzuciłzsiebie.
Naglezrobiłosięjejgłupio,żebroniłaRoberta.Anitoniebyłajej
sprawa,anionniezasługiwałnajejobronę.Anapewnonieteraz.
Przymknęłapowiekiizobaczyłajegopełnązadowoleniazsiebietwarz,
kiedyzacząłcoś,conazwał„poważnąrozmową”.Wyglądałnalekko
przestraszonego,alechybanaprawdęspodziewałsię,żeonadoceni
jegoszczerość.
Czasamizastanawiamsię,czyniezrobiłtego,ponieważmacoś
nasumieniuodezwałsięArek.
Słucham?
Pamiętam,jakpatrzyłnaAdę,kiedykąpałasięwjeziorze.Matka
kupiłajejkostiumdwuczęściowy,niejadodał,jakbymusiałsię
ztegotłumaczyć.Onsiedziałniedaleko.Ipatrzyłnaniątak,jakby...
Tonietakodpowiedziałaizarazsięzarumieniła.Znowubroniła
Roberta.Przepraszam...
Siedzielinaprzeciwkosiebieprzezkilkadługichminut,nie
wymieniającanijednegosłowa,ledwonasiebiepatrząc.Wreszcie
Arekwstał.Podniósłswojątorbę.
Tochybajednakniejestdobrypomysłpowiedział.Poszukam