Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
02
PIĄTEK,13GRUDNIA
Biel.Wszędziewokół.Mgła.Wniejipozanią,dookoła.Zgłową
nadalpełnąpytań,alejużnieciekawąodpowiedzi,isercemzdziurą,
którejniemogłazałatać.Byłajużzmęczona,mimotoszładalej,nie
oglądającsięzasiebie.Bozaczymmiałabysięoglądać?Zaniąnie
byłonic,żadnychwartychuwagiwidoków.
Śniegsypałjakpierzedarteprzezkobietypodczaswyskubek.Stara,
gasnącatradycja.NawetJadwigapamiętałagłówniezopowiadań.
Wiedziała,żebyłoprzytymdużośpiewuiradości.Tylkoterazniktnie
śpiewał,ajejzpewnościąniebyłodośmiechu.Czułacorazwiększy
bólwklatcepiersiowej,jakbypłonąłwniejogień.Jużwdrodze
naszczytpogodazaczęłasiępsuć,aleJadwigamiałanadzieję,
żejeszczesięprzejaśni.Przecieżgrzecznypanpogodynekzapowiadał
ciepłydzień.Wczorajwieczoremnawetprzezchwilępoczułazawód,
żeprzeztocałeglobalneocieplenieniezobaczywięcejprawdziwej
zimy.Tęsknota?Uczucieznikłotakszybko,jaksiępojawiło.Teraz
widzizimęwpełnejkrasie.Imajejdosyć.Żadnychkrajobrazów,
tylkoniekończącasiębiel.Jakbyktośprzykryłcałyświat
prześcieradłem.Zadługojużpodnimtkwiła.Chciaławysunąćgłowę
nawierzch,zobaczyćcośinnego.Cokolwiek.
WzamiecizgubiłaszlakiterazbłądziłanazboczachŚnieżnika.
Szukałajakiegośpunktuodniesienia,lasu.Gdybyniepochyłośćterenu,
którawskazywałajejdrogęnadół,pewniekręciłabysięwkółko,
bokażdyodcinektrasywyglądałtaksamo.Raziłatawszechobecna
jasność,coraztrudniejbyłoskoncentrowaćsięnadrodze.Czuła,jak
pulsujejejgłowa,aoczyzaczynająłzawić.Miaładość.Poślizgnęłasię
napłacieśnieguizjechałanatyłkudobrychkilkametrów.Nicjejsię
niestało,aledługoniemogłasiępodnieść.Niemiałasiły,oddychała
ciężko.Brakujejeszczetylkotego,żebysiępołamaławtych