Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
JosefOkrutny
21
Niechcącyprzemykamyśl:nSkoroBóg,niechbędziebłogosławiony,stworzyłtaką
przestrzeńdlapustki,niechybnieteżprzyślekogoś,bywypełnił.Zapewnenapłyną
ludzie,przybędzieichrójimrowie.Aleboziunu,zacosiętubrać?”
WjegoInowłodzuparalisięhandlem.Kupowalinawsifuterkozająca,królika,
cielaka,awmieściesprzedawalichłopuparębutów,kosę,perkalnasukienkęismardo
kół.Żonawsklepiku,onnarynku.Zdzieciteżbyłużytek.Atu?Naodludziu,zdala
odmiasta.Aznówwmieścietakciężkoomieszkanie.Tam,wdomu,mówiono,żetu,
wŁodzi,wielkiejjakmorze,całująręce,którecośrobią.Tujestinneżycie.Pracywbród
idobrzepłacą.Kupcywypatrująsobieoczy,zobacząkogośzprowincji.Agdysię
takipojawia,jużjestkupiony.Ajakmadużodzieci,jużsięgozłoci.Umieszczasięich
wdużymdomu,wstawiamusięnarzędzia,pokazuje,coijak,iraz,dwa,jużmożeparać
sięrzemiosłem.On,kupieczInowłodzarwiesiędorzemiosła.Byćzdanymnapowiew
wiatru,znosićcierpieniazestronystukniętychklientów,niechtospadnienatych,którzy
miźleżyczą.Rzemiosłotorzemiosło.Człowieksiedziwdomu,poddachem,zimnonie
smagatwarzy,słońceniepaligłowy,adeszcznieprzemoczydosuchejnitki.Rzemiosło
dajesmacznykawałekchleba.
DługokręciłsięMoszeInowłodzerpoopustoszałejokolicy,niewiedząc,wktórą
stronęskierowaćswojekroki.Wprawo,jakprzystałoporządnemuŻydowikażdego
poranka,bałsię,żezabłądzi;wlewosercesiępłoszy,żemusię,Bożebroń,nieposzczęści
wnowymmiejscu,gdzietencowniebie,mamuzesłaćnowąpracę.Stoiwięctak,Żyd
zInowłodza,ustópwielkiegodomuzniezliczonymioknamiawgłowiesięmukotłuje.
Sercebijejakdzwon.Corobić,corobić?Ojczesłodki,uchrońmnieprzednieszczęściem,
odwiedźodzłegokrokuześlijmipocieszenie.Wtejchwiliwewłasnychoczachbył
jeszczemniejszyniżwrzeczywistości.
Brodazrobiłasięsztywna,ostraniczymwytartaszczotka.Krokplątałsię.Podnosił
nogi,byiść,aleniemógłsięruszyćzmiejsca.Czułsię,jaknigdy,nicniewart,przybity.
nCosięznimdzieje?Pocobyłomupchaćsięwświatszukaćlepszegożycia,skorotu
gorzejjestniżwdomu…Oj,ojczeniebieski,jużmniewięcejniewystawiajnapróbę!”
Całyjegomałyświat,któryzostałwInowłodzu,uroczymmiasteczkuzprzejrzystym
niebemiczarnąziemią;wszystkiebliskieidalekiewsiezdziadapradziadazamieszkane
przezjegorodzinę,lasy,praca,wszystko,zczegobyłdumnytenotoradosnyświat
wjednejchwilistanąłmuprzedoczami.Poczuł,żewszystkieczłonkijegociaławiotczeją,
drętwieją,robiąsięobce.Głowajakkloc,nogizdrewna.Światłogaśnie,zapadamrok,
robisięciemno.Otwierająsięmroczneotchłanie,odłamkiskał,skorpiony.
Wróciwszydosiebie,MoszeInowłodzer,niewielemyśląc,ruszyłzmiejsca.Wszystko
jednodokąd.Niebyłnawetwstaniezapytaćsamegosiebie:dokądidziesz,Mosze?
Wgłowiemieszałomusięjakponocnympijaństwie.Chodziłwięcbezcelu.Czułtylko,
żepotrzebujeludzi.Obudziłosięwniminstynktowneuczucie,żedobrzemubędzie
wśródludźmi,ulżymuwtowarzystwieobcych.
Ocknąłsięnaglenaczterobocznymrynku.Dookoładomy,niewielkiekamienice
zokienkamidachowymiprzypominającymigotującesiędolotupustułki,którejużza