Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Jirkaznowuusłyszałkroki,tymrazempowolne,podeszwy
szurająceopodłogę,pokażdymnastępowałocichestuknięciekuli.
Kamieńspadłmuzserca.Dziadek.
–Tak,tak,tosynEvy,wpuśćgo–dobiegłgoznajomygłos.
Uścisknaramieniuzelżał.
–Coturobisz,Jirko?Myślałem,żewyjechaliście.–Dziadekdotarł
doprzedpokoju,obcyfacetodsunąłsięnabok.
–Pojechalibezemnie,przecieżjutroidędoszkoły.Przyniosłem…
torbę…zjedzeniem–powiedziałostrożnieJirka.Dziadeknie
uśmiechnąłsię,nicniepowiedział,tylkowymieniłszybkiespojrzenie
zfacetemizaciągnąłkotaręoddzielającąprzedpokójodsalonu.Zanim
materiałzasłoniłmuwidok,Jirkazdążyłzobaczyć,żestółwpokoju
zawalonybyłmnóstwemdziwnychprzedmiotów,amiędzynimitkwiła
zapalonalampanaftowa.Papiery,pudełka,sznurki,druty…Dlaczego
niechcą,żebyzobaczył,coleżynastole?Kurde,cotujestgrane?
–Nodobrze–powiedziałbezradniedziadekpochwilimilczenia.
–Dziękuję,Jirko.Niewiedziałem,żeprzyjdziesz.Miło,żeomnie
pomyślałeś.Alemam…cośdozałatwienia,bardzocięprzepraszam.
Niemamterazdlaciebieczasu.Może…wróciszterazdodomu
iwpadnieszzmamą,kiedyrodzicewrócą?
Jirkaenergiczniepokiwałgłową.Dziadekdodałjeszcze:
–NiepowinieneśchodzićpoTruchliniesam,dziwięsię,żemama
cipozwoliła.TojestPatrik,teżjużwychodzi.Odprowadzicięnaplac
Pawłowa,stamtądtrafiszjużsam.
Jirkaspojrzałnaobcegofaceta,apotemnadziadka.Naustach
starszegopanapojawiłsięwreszciecieńuśmiechu.
–Niebójsię,Patrikniezrobicikrzywdy.Usiądźnachwilkę
ipoczekaj,weźmietylkoparęrzeczyizarazpójdziecie.Napijsię
soku.
Jirkazostałsam.Niemiałpojęcia,cosiędzieje.Szklankasoku