Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Apotemmamawyszła.Nazwałamnie„Wojciechem”.
Ipowiedziała,żerozmówimysięnapoważniewdomu.
Ijużwiedziałemwtedy,żenicdobregoztegowszystkiego
niewyjdzie.Tymbardziejżeprzezcałądrogębyłazła
inicniemówiławsamochodzie.
Kiedyprzyjechaliśmy,musiałemiśćodrazudoswojego
pokoju,arodzicezamknęlisięw„saloonie”.
Napoczątkubardzogłośnozesobąrozmawiali,
apotemciszej.Aja,jakzwykle,podsłuchiwałempod
drzwiami…
Mówilicośomnie...otym,cosiędziałowklasie
iojakiejś„descyplinie”…Ijeszcze,żesięmuszęwyciszyć
iżejakaś„ona”mnietegonauczy.
Apotemjużnicniesłyszałem.Tylkojaktatapowiedział
głośno:„Tak,kochanie!”towiedziałem,żeskończyli
imuszęszybkobiecdopokoju.
Najpierwprzyszedłojciec.Pokiwałtylkogłowąiszepnął
minaucho:
Nieźlesobienagrabiłeś,chłopie.Idodałjeszcze,
żemimatkatymrazemnieodpuściiżemiwspółczuje...
Iwtedyweszłamama.Ipowiedziała,
żebardzoźlesięzachowałem.Nie
wolnobićdziewczyn...ble,ble,ble…
inikogo...Iżezabierzemniezesobą
doswojejpracy,gdzietańczą.Iże
naucząmnietambyćprawdziwym„dżentelgenem”…
Ibędziebalet…Itakietaminne…Noiżeprzeztydzień
żadnegokomputera!