Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
I
Bliscykrewnipotrafiążyćzdalaodsiebieadept
historiimożewogóleniestykaćsiępoważnie
zarcheologią.Takprzynajmniejbyłowmoimwypadku.
Upłynęłobitychsiedemnaścielatodchwilizakończenia
stu​diów,za​nimzuwa​gąspoj​rza​łemnawy​ko​pa​li​ska.
Sta​łosiętoca​łkiemnie​spo​dzie​wa​nie,przy​pad​kiem.
Wpaździerniku1949rokuwybierałemsięwmałą
podróżreportażową.Chciałemnapisaćkilkaartykułów
odziejachkulturypolskiej(wrezultaciepowstałytrzy:
GdzieśnaŚląsku,Prógtysiąclecia
i
Purpurafilozofów,
dotyczącyLidzbarkaWarmińskiego).Określonegoplanu
wędrówkiniemiałem.Wiedziałemtylko,żezacznę
odba​ro​ko​we​goko​ścio​ławKrze​szo​wienaDol​nymŚląsku.
Pracowałemwtedywredakcji„Tygodnika
Powszechnego”.Częstymgościembywałtam
benedyktynzTyńca,ojciecJanWieruszKowalski,
człowiekgłębokokulturalnyiwyposażonyprzeznaturę
wnie​zwy​kłyurokoso​bi​sty.
Słuchaj,odwiedźGnieznopowiedział
minawyjezdnym.Obejrzyjsobiewykopaliska.Artykuł
w„Ty​go​dni​ku”możeimpo​móc,tymlu​dziom.
Upłynęłodziesięćlatibezniczyjejurazywolnomówić
osprawachmamnadziejęjużzwietrzałych.
WGnieźniekopałosięwtedynaGórzeLecha,wpobliżu
katedry.Okolicznośćtapowodowałazatargi,wktórych
archeologowieniebylistronąatakującą.Niewiem,czy
imrzeczywiściedopomógłmój
Prógtysiąclecia,
ogłoszonywkrótcew„Tygodniku”.Wkażdymrazie
re​por​tażtenmiałdużezna​cze​niedlajegoau​to​ra.
WGnieźniestanąłemwcześnie,omglistymporanku.
ZagęstymparkanemnaGórzeLechazastałemparu
robotnikówizastępczyniękierownika,paniąGabrielę