Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ZIMA
255godzini32minutypopierwszympocałunku
Jestemspokojna.Jestemopanowana.Oddycham
świadomie,głęboko…
Jezu,kogojapróbujęoszukać?Chcemisiępalićjak
diabli,mamnapadowemigotanieprzedsionków,mdłości
ijestemtotalnieniewyspana,boznerwówzasnęłam
dopieropoczwartejwnocy.Muszęwziąćsięwgarść.
Tobędziezwykłyponiedziałek.Poprostupierwszydzień
wpracypodługimurlopie.Niktniczegoniezauważy.
Każdybędziezajętysobą,jęczeniem,piciemkawy
ipowracaniemdobiurowejrzeczywistości.
Planjestperfekcyjny,obmyślonywkażdymdetalu
(wiadomoprzezkogo)żadnychrozmów,żadnych
gestów,tylkomaile.Wraziekoniecznościomówienia
nagłychsytuacjizawodowychmamodpowiadaćkrótko
ibezpodtekstów.ZapewneJanitakniezrozumiałby
dziewięćdziesięciudziewięciuprocentmoichinsynuacji,
aleinnipracownicymoglibysięzorientować,żecośjest
narzeczy.ZwłaszczajeślinapytanieJana:„PaniMario,
czyraportjestjużgotowy?”,odpowiedziałabym
spontaniczniezbytfiglarnymgłosem:„Raportnie.
Zatojajaknajbardziejtak”.
Dostałamwyraźnynakazodmojegoszefa:mamsię
doniegonieuśmiechać,niepatrzećmuzbytdługo
woczy,niemówićdwuznacznychtekstów,byćrzeczowa
iprofesjonalna.Wskróciewracamydostanusprzed
świąt.Prostejakprzepisnawigilijnybarszcz.Priorytetem