Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wyjąłjednegopapierosaipołożyłprzedPiotrem.–Masz–powiedział
–aleniemównikomu.Sza.
Piotrwyjąłzkieszenidużeblaszanepudełkopoluksusowych
papierosach„muratti”,wktórymtrzymałluźnytytońzrozerwanych
iposzatkowanychniedopałków,ischował„atikę”.Leowstał,
przeciągnąłmizerną,szczupłąiniskąpostaćizdjąłfrak,którymiał
nasobie,abygoodwiesićodszafki.Byłtoznakomity,wybornie
skrojonyidopasowanyfrakzprzedwojennejkrepy;jakwszystko,
coLeonosił:koszule,buty,muszki,uderzałowysokościągatunku.
–Niemarady–powiedziałem–muszęcidaćkiedyśwłebizabrać
tenfrak.Jakocommismożesznosićbiałąkurtkę,zaśjanigdywżyciu,
nawetjakoambasadorodrodzonejojczyzny,którymnapewnokiedyś
zostanę,niedochrapięsiętakiegofraka.
–Nieróbtego–rzekłLeo.–Popierwsze,jestnaciebieowiele
zawąskiwramionach.Podrugie,powieszącię,jeśliośmieliszsię
podnieśćrękęnaczystorasowegoNiemca,przedstawiciela
germańskiejrasytwychpanów.–Byłojednakwjegogłosiecoś,
cowskazywało,żewjakimśstopniuobawiasięewentualności
wywłaszczeniagozfrakaprzypomocysiłyidlategozobowiązanyjest
mnienielubić,mimoiżjakoświatły,liberalnyEuropejczykniewierzy
wróżnebrednierozpowszechnianewgazetach.
–Dyżurnykelnernagórę!–rozległosiępiskliwewycieJuppa
zeschodów.–ŚniadaniedlapanaEisslera!
Przełknąłemostatnikęs,wstałem,otarłemustapowoliiwpoczuciu
dobregowychowania,poczymnaglerzuciłemsiędokuchni.Zamną
słyszałemgwałtownyrumorodsuwanegowpośpiechustołuitupot
goniącychmniePiotra,MarcelaiLeo:wypluwalizsiebieserce,
byznaleźćsięwoffisieprzedemną.
–ŚniadaniedlapanaEisslera!–zawołałemgromko,lecz
zwyważonymszacunkiem,przedkuchennymkontuarem.
Nakontuarzestałojużmasło,jajkaiśmietanka,entremetierprzyniósł
dzbanuszekzkawąiporcjąluksusowegodżemu.Obciągnąłemkurtkę
ipoprawiłemmuszkę,wstawiłemwszystkonatacęiruszyłem
znamaszczeniemwgórę.Woffisiepostawiłemtacęnastole
służbowym,pośrodkustojącychwokołoMarcela,Piotra,Leo,Juppa
iPierre’a,poczymuniosłemwieczkodzbanuszkaodkawy,razjeszcze
przygładziłemmuszkęiwyszedłemnasalę.PanEisslersiedziałtuż
przywejściudooffisu.Ukłoniłemsięswobodnie,leczznależnym
poważaniem.–Dzieńdobry–powiedziałem–czymożnapanupodać
śniadanie,paniedyrektorze?