Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
I
N
corymarzezajmowali.Stałemukrytyzaframugąokna
adszedłówczłowiekodpółnocnejstrony,odwąskiejuliczki,
iwidziałemzgóry,jaknadchodzi,smukły,jakkot,cosiępodkrada,
szabliskoubokupodtrzymywał,żebypałętającsię,niezawadzało.
Idąc,rozglądałsięzdziwiony,niepewny,cotusięwłaściwiedzieje,
bochybajeszczenictakiegomusięwżyciuwidziećnieprzydarzyło:
żebydomytakmartwostały,bezludzkiegownichoddechujakby
zarazajenawiedziła.Dziaduśsiedziałnaławiepodścianą,daleko
odoknainiemógłwidzieć,jakówczłowieknadchodzi,ajanie
odrazumupowiedziałem,żebysięzaśniewystraszył.Anajpierwem
tegoprzybyszausłyszał,bozanimsiępokazał,jużkrokidudniły
naklepcedrewnianej,którąulicetuwyłożono,wcałymSańskuechem
sięrozlegało,aleDziadekniesłyszał,bonauszystary.Powiedziałem:
Dziadku,pojrzyjcie,człowiekjakiś.
Dziadekuniósłsięzławyispojrzałprzezokno,alenicnie
dostrzegł,boinaoczystary.Spytał:
Mążtoczyniewiasta?
Mąż.
Tutejszyjakiś?
Nie,Dziadku,nietutejszy.Tutejszychniema,wszyscypomknęli.
Prawda,prawda,aletyniewysuwajsię,bocięprzydybie
przestrzegałDziadek.Iślinęprzełknął,bomwłaśnierybęwkuchni
smażył,comrankiemwSaniebyłzłowił,więczapachsięmiły
popokojachrozchodził,ispytałDziadekniecierpliwie:Prędko
strawęwyguzdrzesz?
Aówstałpośrodkurynkuirozglądałsię,corazbardziejswoją