Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Cojest,młodadamo?Długonasbędzieszjeszczemęczyła?–
próbowałrozluźnićAnnękiepskimdowcipem.–Tyłkiemwychodzi
naświat,znaczyodurodzeniamawszystkowdupie.
Pokolejnychczterechgodzinachdowcipmuniecookrzepł.Anna
cochwilętraciłaprzytomność.
–Dzieckozbytdługoznajdujesięwkanalerodnym.Napewnosię
jużudusiło.Wyjmiemyfragmentami,tochociażmatkęuratujemy.
Proszęokleszcze–zwróciłsiędopołożnej.
–Nieeee!–krzyknęłasłaboAnna.–Urodzę!
–Toniejestczasnadyskusjeigłupiebohaterstwo.Potylu
godzinachdzieckoniemapraważyć.Nawetjeśliurodzisz,będzie
martwe.
–Tourodzęmartwe–wycedziłaprzezzaciśniętezęby.Dokońca
życiabędękojarzyćmatkęztymzaciskaniemzębów,gdybyła
wściekła.Niedziwięsię,żedolekarzatenobrazprzemówiłrównie
mocno,jakprzemawiałdomnieprzeztewszystkielata.–Aleurodzę.
Niezgadzamsię–zdążyławyszeptać,zanimznowunakilkasekund
straciłaprzytomność.
Urodziłapotrzynastugodzinach.Dostałamtrzypunktywskali
Apgar.Walczyliomnieprzezkolejnemiesiącewszpitalu.
Wszystkiegopilnowała.Patrzyłalekarzomipielęgniarkomnaręce.
Zanosiłakopertyiprezenty.Udałojejsięnawetzdobyćskądś
pomarańcze.Otepomarańczepytalijąnaoddzialewszyscy.
Annabyłapiękna.Chodzącalaleczka,jakmawialiprzyjacieleojca.
Aletosiłabyłajejnajwiększymatutem.Mówisię,żemężczyźni
wybierająsłabekobiety,abysięnimiopiekować.Niemampojęcia,
czytoprawda.DoAnnylgnęlijakmuchydomiodu.Możedlatego,
żebyłamężatką,więcwgręteoretyczniewchodziłjedyniebezpieczny
flirt.Niewiem.Dość,żelekarznaoddzialeteżmiałdoniejsłabość,
aonaumiałatowykorzystać.Byłasilnaizdeterminowana.Potrzech
miesiącachzabrałamniedodomuidalejsamawalczyła
zkonsekwencjamiporodu.Atrzebaprzyznać,żewalczyłaskutecznie.
Zczasemdogoniłamrówieśników.