Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
GrzegorzStrumyk
CHŁÓD
Wumówionymczasieodezwałsiędomofon.
Mamzejść?upewniałemsię.Odjejwyprowadzkizcórką
wyjątkowodomniewchodziła.
Nie,wejdęnagóręodpowiedziałaniespodziewanie.
Tootwieram.
Stałemwdrzwiachkuchniiczekałem.
Weszłagłębiejniżzazwyczajipodałatorbęzaparatem
fotograficznym.
Porazpierwszyoddłuższegoczasuodważyłemsięprzyjrzećjej
twarzy,włosom.Byławjasnożółtejaureoli.
Uprzedzajmniewcześniej,jakbędzieszwyjeżdżał,bomogęnie
miećzczegougotowaćobiadudlaRozalii.
Tyteżmiostatnioniepowiedziałaś,żewyjeżdżacie,dopiero
Rozaliazdrogidzwoniła,żejedziecienawieś.
Taksięzdarzyło,dobrze,będęwcześniejmówiła.Jeszcze
jedno,potrzebnymibędzierozwód.Niewiem,jakjatowszystko
zrobię,jeszczemuszęznaleźćstałąpracę.Tylkoniemównarazie
Rozalce.
Wiedziałem,żebędziecikiedyśpotrzebny,teżniewiem,musisz
tytozacząć,janiepójdęmówiłem,patrzącwpodłogę.Miała
większyrozmiarbutów.Byławysoka.Duża.Niemogłemniczego
sobieprzypomniećzodruchówjejciała.Wychodziła.Szedłemzanią
dodrzwi.Widziałemszerokie,brązowiejące,surowedeski.
Zamknąłemdrzwinazamek.