Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
krzywegozwierciadła,uśmiechnięte,szczere,ztajemniczympytaniem
woczach.Miasteczka–wjakimśsensiepodobnedoCzęstochowy
–byływtle;wyblakłeelewacjehacjend,snującesiępoulicachpsy,
dzieci.Twarzeprzechodniówzgrymasemprzypominającymmaskę
bohateratragicznego.
PrzezczasmojejwędrówkioddworcakolejowegoCzęstochowa
StradomdoJasnejGóryzadawałemsobiepytanie,dlaczegoświęte
miasto,doktóregoprzybywająpielgrzymizcałegoświata
–iprzybywająichmiliony,jesttaknędzne...Mogłobyprzecieżbyć
bogatejakLasVegasalbochoćbynawetiRzym,noboprzecież
przybywajątusetkitysięcypielgrzymów.Musisięwtakiejsytuacji
pojawićefektskali,acozatymidzie–pieniądze.Jednaktych
pieniędzywidaćniebyło.Pielgrzymimusielizostawiaćtumiliony...
Alegdzieonesą?–zastanawiałemsię.Bógnajwyraźniejniechce,
bypieniądzestałysiębogiemwświątynialternatywnej,wświątyni
doczesności,wświeckimkościelekapitalizmu.Sprawiawięc,
żekapitałtopnieje,znika,jakodsetkiwbankuzżeraneprzezinflację.
Napotężnymwysokimmurzebędącymczęściąklasztornej
fortecy,októrąrozbijałysięwsiedemnastymwiekuszwedzkieataki,
wisiałpotężnybanerznapisem:„Tuzawszebyliśmywolni”.
Wszedłemdośrodkabazyliki.Bogactwobarokowychform,blask
bijącyodzłoceń,oszołomienie,któregoźródłembyłyspiętrzoneformy
zwieńczeńfilarów,pilastrów,gzymsów,ołtarzyisklepieńsprawiły,
żezakręciłomisięwgłowie,jakbymduszkiemwypiłkielichmocnego
alkoholu.Mocniejszyjeszczeciosotrzymałemjednakwkaplicy,gdzie
znajdujesięobrazMatkiBoskiejCzęstochowskiej.Kiedystanąłem
naprzeciwnawy,gdziespoddrogocennejzasłonyprzy
akompaniamenciemodlitwiśpiewuwiernychwyłaniałsięcudowny
obraz,odstronyołtarzazbliżałsiędomniemężczyznawmoimbyć
możewieku,którypchałprzedsobąwózek,naktórymsiedziała
dziewczynaotwarzyanioła,nieskończeniepięknej,dobrejiczystej.
Byłaradosna,uśmiechałasię,nieustamijednak,leczoczami,przez
które–jakmisięzdawało–widziałemniebo.Zamarłem,przeszył
mniedreszcz.Spojrzałemponiżej;podjasnąsukieneczką
wdrobniutkiekwiatkibyłosparaliżowanemaleńkieciałko.Zdawało