Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
RozdziałII
Jasnowłosadziewczynkawyciągnęładomnieręce,
ajazłapałamwramionaizakręciłamdokoła.Obie
śmiałyśmysiętakgłośno,żemnietoobudziło.
I
bach
!nastałnowydzień.Otworzyłamszerokooczy
iuśmiechnęłamsięnajegopowitanie.Jakajajestem
nieskomplikowana!Wiem,idiotkaskowronek,aledziało
siętak,odkiedypamiętam.Poranekprzynosiłjedynie
dobrerzeczyisameobietnice;lękiiobawyprzychodziły
wrazzzachodemsłońca.Zrywałamsięnarównenogi,
byniecierpliwierzucićsiędopierwszegoroguizacząć
sprawdzać,czyszczęściejesttuż-tuż.Polatach
nauczyłamsiętrochępanowaćnadtymentuzjazmem,
któryszczególnieterazbyłmałouzasadniony.
Zmusiłamsiędowypiciakawywłóżku.Starałamsięnie
myśleć,comnieczeka.Pocopsućtendobryhumor.
Wstałamwięczłóżka.Apotem...potemdzieńpotoczył
sięzwykłymtrybem.Doczasu.
Jakleci,sąsiadko?przywitałmniemiejscowy
menelpodpiekarnią.
Chybamusiępomyliłysklepy,zazwyczajwyczekiwał
mniezupełniegdzieindziej.
Wspaniale.Jakdzisiajpięknie.Zanosisięnaupalne
lato.Uśmiechnęłamstakszeroko,żezabolałymnie
mięśnietwarzy.
Gościejadą?
Pokiwałamgłowąiteatralniewestchnęłam.
Tylepracy,panieKrzysiu,sampanrozumie.
Zawszemogępomóc!
Aha,jużrazsięnabrałam.Jakrozpaliłognisko
wmoimogrodzie,żebyspalićzgrabioneliście,trzeba
byłowezwaćstrażpożarną.
Oczywiście,pamiętampowiedziałam
izakończyłamkwestięwetknięciemdwuzłotówki
wewdzięcznedłoniepanaKrzysia.
Weszłamdopiekarni.Namójwidokwszyscystojący
wkolejcesięodwrócili,bymnieobrzucićciekawskimi
spojrzeniami.