Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
stalijacyśpaństwo,długozastanawiającsię,cobytukupić,żeby
iładnebyło,iniezadrogie.Tenostatniwzgląd,zdajesię,bardzo
absorbowałpana.
Patrz,duszko,jaktoszczękamówiłdoswejtowarzyszkiżycia,
pokazującjejdrewnianąarmatkę,którafaktycznieszczękała.Patrz,
widzisz,szczęka!
Ipankilkarazyszczęknąłprzedoczymaswejzatroskanej
połowicy.Aleonachciałaniecolepszejzabawkiizezdumieniem
patrzyłanaarmatkę.
Możeraczejlalkępowiedziałabezwielkiejnadziei,
wskazującpalcem.
lalkę?Hm…wyrzekłpan.Czemuż,duszko,patrz,
przecieżtoszczęka.
Jegoposępnazaduma,zatroskanekażdymgroszemoblicze
świadczyły,żepieniądzenieprzychodząmułatwo.Niedecydowałsię
izzasępionąminą,wmilczeniu,szczękałwciążarmatką.Niewiem,
cowkońcukupili.Przeciskałemsięprzeztłum.Odczasudoczasu
słychaćbyłonieśmiałygłosdziecka,żebrzącegoukradkiem.
Wielceszanownypanie,przepraszam,żeośmielamsię
niepokoić…
Obejrzałemsię.Szedłzamnąjakiśpanwmundurowympłaszczu,
zapewnezwolnionyzposady.Niemożebyćinaczej.Wszyscytacy
chodząpotemwmundurowychpłaszczach,zwłaszczaci,którzymieli
sprawęsądową.Panów,sążnistegowzrostu,zwyglądumniejwięcej
trzydziestopięcioletni(rodzonybraciszekNozdriowaiporucznika
Żywnowskiego2),wczapcezczerwonymotokiem,oodrażająco
świeżejcerzeiniezwyklestaranniewygolonejfizjonomii,dotego
stopniaszczerejiszlachetnej,żeodpierwszegospojrzeniaczułosię
nieprzepartąchęćplunięciaprostowfizjonomię.Znamgo:już
niejedenrazwidziałemgonaulicy.
Pechmnieściga.Samdawałempotrzebującympo15rubli.