Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
III
Wstawaj,nojuż,już!rozległsiędonośnygłosstryja.
Wstawaj,mówię,musiszmipomócprzygotowaćsiędomszy.
Spaliśmyzestryjemwjednejizbienaplebanii.Skromnie,
boikościółnietaki,jakwwielkich,murowanychmiastach,jak
chociażbyniedalekiWieluń.Byłatodrewnianaświątyniaokonstrukcji
zrębowej.Nawęodprezbiteriumoddzielałatęczowabelkazwielkim
drewnianymkrzyżemnaśrodku.Kościółposiadałtrzyołtarze.
NagłównymznajdowałasięfiguraMatkiBożej.Polewejzobaczyć
możnabyłojeszczefiguręświętegoStanisławaKostki,patronaparafii,
azprawejświętejAnnyzMaryją.
Niechciałomisięwstawać.Byłaniedzielaipobudkaopiątejrano
anitrochęmisięniewidziała.Nadomiarzłegozaoknemlałdeszcz,
jakjużodtrzechtygodni.Wszystkobyłomokreodtegodeszczu
pola,droga,zwierzętailudzie.Czasemsiedzącprzystole,wsparty
narękach,myślałemotym,jakmusiałczućsięNoewswojej
drewnianejarce,kiedytaklałoilało.MożeBógsięnanasocoś
zezłościłiznowuzatopiświatjakprzedwiekami?Imożenasz
drewnianykościół,jakojedyny,będziesobiepływałpookolicy
domomentu,znowuzaświecisłońce.Naraziejednakjeszczesię
natoniezapowiadało.
Ruszsię,hultaju!Stryjznowumniepoganiał,tymrazem
bardziejstanowczo.
KsiądzJózefbyłdlamniebardzodobry,kochałswojegobratanka
ojcowskąwprostmiłością,nawielemipozwalałistarałsię,
bydzieciństwomijałomiwbeztrosceiszczęściu.Rzadkonamnie
krzyczał,aczęstosięuśmiechał.Byłbardzopogodnyipełen