Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zimazroku1682na1683byłatakmroźna,żenawet
bardzostarzyludzieniepamiętalipodobnej.Jesienią
padałydługiedeszcze,awpołowielistopadaprzyszedł
pierwszymróz,któryspętałwodyipowlókłdrzewajakby
szklanąskorupą.Wborachzłódźosiadłanasosnach
ipoczęłałamaćgałęzie.Wpierwszychdniachgrudnia
ptactwopoponownychmrozachjęłosięzlatywaćdowsi
imiasteczek,anawetleśnyzwierzwychylałsię
zgęstwinyizbliżałdomieszkańludzkich.Jednakżekoło
świętegoDamazegoniebozaciągnęłosięchmurami,
anastępnieśniegwaliłprzezdziesięćdninieustannie.
Pokryłkrainęnaparęłokcigrubo,pozasypywałdrogi
leśneiopłotki,anawetoknawchałupach.Ludzie
rozgarnialiłopatamizaspy,abyzdomudostaćsię
dostajeniobór,agdywreszcieśniegustał,chwyciłznów
trzaskającymróz,odktóregodrzewastrzelaływlesiejak
rusznice.
Wówczastochłopi,skoroimwypadłojechaćdopuszczy
podrzewo,jeździlidlabezpieczeństwanieinaczejjak
gromadnie,aitobacząc,bynocichniezaskoczyłazdala
odewsi.Pozachodziesłońcażadennieśmiałwyjść
nawłasnepodwórzebezwidełlubsiekiery,apsy
poszczekiwałydoranakrótkimiprzerażonym
szczekaniem,jakzwyklenawilki.
Jednakżewtakątonocimrózokrutnysunął
puszczańskimgościńcemwielkibrożeknasaniach,
zaprzężonywczterykonieiotoczonyludźmi.Przedkońmi
jechałnakrępejszkapieczeladnikzkafarkiem,tojest
zżelaznymkoszykiemosadzonymnadługiejtyczce,
wktórympłonęłosmolnełuczywoniedlarozświecenia
drogi,bowidnobyłoodksiężyca,aledlastraszenia
wilków.Nakoźlesiedziałwoźnica,nasiodłowymkoniu