Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
WIKTORIAUTYGRYSIEGOBRODU
Wgórzenieboolśniewałoprześwietlonym,
sperłowiałymodżarupołudniabłękitem.
Zdołu,zzielonejgłębiny,ciepłyprądpłynąłpod
rozpostarteskrzydłaiorłosępszybowałjakżagiel
zposuwistąlekkością,pewniejakmyślniedozdobycia.
Krajobrazbyłtensamitasamacozawsze
widzialność.
Najwyraźniej,bonajwyżej,nazboczuprzedpieczarą,
miałosiętygrysiąrodzinę.Starapółleżc,przyglądałasię
kociakom,jaktarmoszążywegojeszczezająca.Gdy
gowspólnymwysiłkiemdodusiły,przeciągnęłasię,
ziewnęłaszeroko,zulgąleniwą,żemożenareszcie
wygrzewaćsięwsłońcu.
Małeczasjakiśbaraszkowały,przewracającsię
iprzebierającłapkami,potemjednozajęłosięogonem
matki,drugiezaszłojąztyłu,odkarku,przezktórybiegła
czarnokrwawapręga–odprzestrzelonegoucha
dołopatki.Ranabłaha,alebolesna.Pókimałylizałtylko,
przynosiłotowidaćulgę.Ilekroćjednakpróbował
ząbkami,tygrysicaruszałagłową,odpędzającjak
natrętnąmuchę.Wtedyodskakiwał,bypochwiliznówsię
przysunąćiwszystkozaczynałosięodnowa.
Nieconiżej,spodzłomuskalnego,tryskałzdrój.
Migotliwasmużkaleciaławpowietrzuprostonagłaz,
wydrążonywiekowąpracąkroplinakształtmisy.Woda
przelewałasięstamtądnaziemięidążyłapozboczu
wpołyskliwymbiegukurzece,ginącwkrzewach
izaroślach,toznówwybłyskującszklistymipaciorkami
wodospadóważdotarasu,gdziesięzaczynałspalony,
martwylas.
Pożarprzeszedłkiedyśtędyrówniątarasowąkilka
dobrychkilometrów,wodynieprzeskoczył,rzekawięc