Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przełęczach.Razgodrasnąłpodogonognistym
dziobnięciem...Mielimłodego,aleonsięzjawiał
prze​lot​nie,wle​cietylko.
Nictamterazniezostało,tylkosadiżurawstudzienny.
Dymniezasnuwałjużpopieliskaiorłosęp,opadając
pospiraliniżejiniżej,szukałwzrokiemtrupów,które
czę​stotam,gdziesiępali.
Naziemiteżichwi​docz​nieszu​kano.
Dwóchlu​dzikrzą​tałosiępopo​dwó​rzu.
Jedenprzygarbiony,wkolorzetutejszym.Niebieską
wypłowiałąmiałkurtkę,zapinanązbokunaguziczki,
spodnieściągniętewkostcewstążkąistożkowy
słom​kowyka​pe​lusz.
Adrugitobyłwłaśnieodtamtychdwojga,tenmłody,
cosięzjawiałprzelotnieizawszewobcymkolorze.Nie
białyaniczarny,aniniebieskijakludziepookolicznych
wioskach,aleszarostalowytakiemiałspodnieibluzę
zpa​skiem.
Przypadalidoziemi,badającśladynarozmokłym
gruncie.Wszystkiewiodłyzpodwórzanazewnątrzitusię
roz​cią​gaływsznu​ro​wanylisitropbie​gnącydolasu.
Zaczęlisięsprzeczać.Chińczykciągnąłmłodego
doarby,którąprzybyliodstronykolei,amłodywyrywał
sięzatropem.WkońcuChińczykpodałmu,coleżało
war​bie:ple​cakidługipa​ku​nek.
Młodyrozciąłwpośpiechusznury,rozwinął,wyjmując
skó​rzanątorbęi...
Or​ło​sępdałwgórę.
Nierazbywałostrzeliwany,wiedział,jakwyglądabroń,
iżelu​dzimożnasięniebać,pókimająpu​steręce.
Uchodziłwprzestworza,śledzączbezpiecznej
wysokości,jakcidwajtamsiężegnają,jakmłody