Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PORANEKKAJETANA
MiasteczkoZ.bezszelestniewstępujewfaleświtu.Pracownicy
miejskiejciepłownidługimidrągamiwydłubująsłońcezzahoryzontu,
dobazywracająostatniecysternyzrosą.Gońcyzmagistratu
pospiesznieobiegająpodmiejskiepodwórkaiwręczająkogutom
ponagleniaodburmistrza.
Mały,jeszczenieoswojonypromieńsłonecznegoświatłaprzysiadł
naobtłuczonymgzymsiekamienicy.Wjejtrzewiachpowolidogorywa
sen,mrokwsysasięzaszafy,lustrawracajądorutynowychprocedur.
Obokpromieniaprzysiadłptaszekizobaczył,jakprzezszparęwoknie
wypełzasmutnysenKajetana.Widzącto,ptaszekwykrzyknął
tęjedynąsylabę,jakąznałnapamięć,poczymodfrunąłdoswych
codziennychmorderstw.
Kajetanocknąłsię,usiadłnabrzegułóżka,pogmerałpalcem
wokuizastygłwbezruchu.Przecieżkażdedziałaniejestjakpodpis
podnieprzeczytanymwyrokiem.Aprzecieżniemażadnychdowodów,
rozprawatrwa.
–Ażdowieczora,kiedynowysennamniesięrozplaśnie–mówi
Kajetan.