Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ1
Bokiedymia
stonaświętasięstroi
Nie
je
denznasoprzy
szłośćsięboi
Nie
je
denznaswma
rze
niaucieka
Wie
rząc,żespeł
nie
niegdzieśczeka
Ktowie,autortekstu:BożenaIntrator,
wykonanieoryginalne:DeSu,rokwydania:2000
Listopad
Lara
Szarośćzaoknemprzygnębiała,amnożącesiękartkówki
zprzeróżnychprzedmiotówrównieżnienapawałyoptymizmem.
SiedziałamprzedlekcjaminaszkolnymkorytarzuzJulią.Dziewczyna
byłanieconiższaodemnie,włosyodzeszłychwakacjifarbowała
narudo,wtedyteżdołożyłasobiedwanowekolczykiwuchu.
PrzeglądałyśmyTikTokaiprzyjaciółkacojakiśczaspodsuwała
mifilmiki,którejąrozbawiły.Naglezmierzyłamnieswoim
orzechowymspojrzeniem,ewidentniechcącmicośprzekazać.
–Coci?–zapytałam,podążajączawzrokiemJulki.
Odrazuzauważyłam,nakogospoglądała.Podrugiejstronie
korytarza,opartyościanę,stałchłopakwciemnych,wytartych
jeansachzdziurąnakolanieikoszulce,któraniegdyśzpewnościąteż
byłaczarna.Terazbliżejjejbyłodoszarości.Najednymramieniumiał
luźnozarzuconąskórzanąkurtkę.Przełknęłamślinę,starającsię
oderwaćwzrokodszatyna,któregowidziałamtuporazpierwszy
odrozpoczęciarokuszkolnego.
–Co,wpadłciwoko?–zapytałam.
–Nie,jawolęMaurycego,aledlaciebiebyłbyidealny.–Poruszyła
sugestywniebrwiami,ajawalnęłamjąwbok,żebysięuspokoiła.
Julkabyłabardziejtowarzyskaodemnie,gdziekolwieksię