Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
–Dobrzecizoczupatrzyiraczejwyglądaszminauczciwą
dziewuchę…–Kucharka,opasującymdoniejimieniuSabine,
zmierzyłamnieodstópdogłówipodparłasiępodtłuściutkieboki.
Ogarnęłomnienagłe,obezwładniająceuczucienadziei.Może
rzeczywiściedamitęposadę?…Byłbytoniewątpliwiedalszyciąg
cudów.
Poprzedniegopopołudniazdarzyłmisiępierwszyprawdziwycud–
iwiedziałam,byłamniemalpewna,żezostałonwymodlonyprzez
mojąmatkę.
Dzieńzacząłsięfatalnie.Oświcieniewybranomniedożadnej
dniówkowejfuchy,choćgłośno–takjakinni–wychwalałampodczas
werbunkuswojezaletyiwytrzymałośćnarobotniczytrud.Poraz
pierwszyposunęłamsięnawetdotego,żeuśmiechnęłamsięprosząco
dojednegozpośredników.Zlekceważyłmnie.Byłnatylewredny,
żewykonałwobecmniewulgarnygestiostentacyjniewybrał
dziewczynęstojącątużobok.
Aakuratmiałatobyćtakadobrapraca:ażsześćnieźlepłatnych
godzinwzadaszonymmagazynierybnym,przyczyszczeniu
drewnianychskrzynektransportowych!
Odeszłamnabokirozpłakałamsię,zgłoduiupokorzenia.Nie
jajedna.
Słońcestałojużwysoko,ajawciążchodziłamtuitam,wszędzie
mnieodganiano,częstozpomocąniewybrednychobelg.Każdy
kolejnykrzyknapawałmniewiększymprzerażeniem.Czułamsię
opuszczona,słabaibezradna,corazbardziejburczałomiwbrzuchu